Ten wiersz jest w pełni zrozumiały wyłącznie dla ludzi, których dotyczy. Pozostali niech go potraktują jak mniej lub bardziej sprawne rymowanie :-)
Choć pędzimy jak ekspres, ważnych spraw tak wiele,
że często nie ma czasu załadować taczek,
jest ktoś, dla kogo warto zwolnić - przyjaciele,
z nimi życie wygląda zupełnie inaczej.
Przyjaźń to pewien układ, który
bardzo cenię
choć mam spore trudności, by
ją zdefiniować,
przybiera ona bowiem przeróżne
odcienie,
bywa ciepła, dozgonna, ostrożna,
surowa…
Czasem człowiek, co zwie się
twoim przyjacielem,
zostawia cię ze śladem kopniaka
na zadku,
czasem ktoś, o kim nawet nie wiesz nazbyt wiele,
pomocną dłoń wyciągnie, chroniąc
od upadku.
Rodzina ci najczęściej krępuje
swobodę,
krwi więzy nakazują jej
pierwszeństwo dawać,
przyjaciół się dostaje od losu w
nagrodę,
smak nadają istnieniu jak cenna
przyprawa.
Przyjaźń jest jak ognisko - można przy nim ogrzać
samotne serca, z wiekiem
wysłużone kości,
byle tylko ktoś drewna dokładał do
ognia,
byle zawsze starczyło chęci i
stałości.
Od lat wielu trwa razem wesoła gromada
ludzi zaharowanych jak w kieracie
konie,
co są gotowi inne sprawy poodkładać,
by podsycać ten ogień - dzięki nim wciąż płonie.
Bywa, że nie poradzisz, bo życia problemy
na rozdrożu postawią, w dodatku w
rozkroku,
jednak gdy raz w miesiącu czasu
nie znajdziemy,
to musimy się spotkać chociaż raz
do roku:
Do apelu was wzywam, moi
przyjaciele,
a że wiersz na swym blogu chcę opublikować
nie będę światu zwierzać sekretów zbyt wiele,
wam
inicjał podpowie, o kim tutaj
mowa.
Ambitna opiekunka wszystkich kotów
świata,
potrafi przez
minutę sto pomysłów stworzyć,
czasem łagodna, czasem nie podchodź bez bata,
a o 22.00 musi się położyć!
Już dziś zaplanowała przyszłość swej rodziny,
moszcząc jej ciepłe gniazdko w przytulnym siedlisku,
kiedy latem świętować będzie urodziny,
przybędziemy siąść kręgiem zwartym przy ognisku.
Bardzo trudno uwierzyć, że w drobnej
postaci
tyle żywej energii pomieścić się
może,
obskoczy trzy etaty, rachunki opłaci,
manicure perfekcyjny w każdej
doby porze.
Po południu umyje okna od niechcenia,
orchidee podleje, ukołysze wnuka,
wieczorem basen, kręgle, w siłowni
ćwiczenia;
mówię wam, drugiej takiej ze
świecą by szukać!
Ewidentna autorka niniejszego wiersza,
samozwańczy kaowiec, fotograf-amator,
do roboty ostatnia, do zabawy pierwsza,
wydarzeń świata tego baczny obserwator.
Choć talenty rozliczne kuchni nie dotyczą,
a okna myje tylko, gdy nie widać świata,
ludzie się bardzo często z jej opinią liczą,
a ona z każdym człekiem gotowa się zbratać.
Jasna buzia dziewczątka oraz wzrok niewinny,
nie wygląda na babcię, chociaż nią została,
z natury jest łagodna, lecz w sprawach rodzinnych
niezłomna w swych zasadach jak z granitu skała.
Gdy jej "kaczka na słodko" na stole zagości
lub "śledzik na zielono" zapachnie z półmiska,
to choćbyś postanowił w tym tygodniu pościć,
zapomnisz, że cię pasek w oponkę uciska.
Kruczoczarna czupryna, bystre ciemne
oczy,
nogi pod samą szyję, uśmiech jak
z żurnala,
gdy w bikini - każdy chce w odmęt
za nią skoczyć,
kiedy w mundur odziana - Rosjan z
krzeseł zwala.
Najmłodsza z naszej różnowiekowej gromady,
swej pracy i rodzinie bez reszty
oddana,
życzliwa i lojalna, nieskłonna do
zwady,
w swym mężu, jak przed laty,
ciągle zakochana.
Kurduplem to on nie jest, rzadko się odzywa,
chcąc go usłyszeć, trzeba uszy w sztorc postawić,
choć słów niecenzuralnych nie zwykł nadużywać,
ale jak już coś powie, zmarłego rozbawi.
Nigdy go nie widziano bez lubej małżonki,
z którą wiernie przemierza życiowe zakręty,
Rzym, Paryż, morska plaża czy podgórskie łąki
zawsze razem. Dlaczego? Bo przecież jest święty!
Ledwie świt rannym słonkiem muśnie szyby
okien,
a z nieba się nie leją deszczu
wodospady,
ta już pędzi przed siebie wyciągniętym
krokiem,
choć wszystkiego zaliczyć i tak
nie da rady.
Wykłady dla ciekawskich, muzeum i
teatr,
jakieś kino studyjne, z klifu panorama,
a może by się wybrać plażą na
rowerach?
Chyba trzy życia naraz pragnie
przeżyć sama!
Mała czarna dziewczyna
o harcerskiej duszy,
wędrująca bieszczadzkim nieprzetartym szlakiem,
z posad kamień omszały umiała poruszyć.
Dziś dla nas drzwi zamknęła – cóż, życie jest takie.
Nim swe serce w miłosną oddała niewolę,
przeżyła z nami smutków i radości wiele…
Dlaczego jej zabrakło przy biesiadnym stole?
Może nigdy nie była naszym przyjacielem…
Miernik czuły zabawy świetnego nastroju,
gdy jest wesoło, tryska radością jak raca,
jego śmiech się roznosi po całym pokoju,
a swą energią mógłby wiatraki obracać.
W tańcu partnerki zgina lekko jak sprężyny,
a w brydżu żre mu karta, że tylko zazdrościć,
Żre się również z małżonką, ale z tej przyczyny,
że nie umie inaczej wyrazić … miłości.
Płetwonurek
- zapuszcza się w podwodny teren,
burza go nie przeraża, w otchłań skacze pierwszy.
Powinien dbać o siebie i chronić swój czerep,
przecież obiecał kiedyś zmieniać nam pampersy!
Brzydzi go dwulicowość, woli ludzi szczerych,
zna historię Ojczyzny i szuka jej znaków,
czyta pisma, co tępią czarne charaktery,
nie darzy zaufaniem pewnych warszawiaków ;-)
Wielki talent kucharski wyssał z
mlekiem matki,
więc takie pyszne dania umie
przygotować,
że Makłowicz powinien spakować
manatki
i ze wstydu wielkiego pod ziemię
się schować.
Wschodnim zwyczajem hojnie podejmuje gości,
zbudował już wędzarnię, staw gęsto zarybił,
a żeby nie zabrakło w spiżarni różności,
za płotem swej posesji wyhodował grzyby.
Wojujący malkontent,
co stale narzeka
na wszelkie świata tego idiotyczne sprawy,
lecz na sąsiedzką pomoc nikt nie musi czekać,
byle mu tylko zrobić filiżankę kawy.
Jeździć po polskich drogach naucza młokosów,
potrafi też naprawić każdy sprzęt zepsuty,
w jego czuprynie próżno szukać siwych włosów,
kocha wilgotną bryzę i morskich szant nuty.