Szukaj na tym blogu

wtorek, 11 lutego 2014

Pomyje ... w porcelanowej filiżance, czyli jak tu nie kochać Michała W.




 Obiektem niewybrednych kpin internetowej społeczności stała się ostatnio liryczna piosenka 'Filiżanka" wykonywana z charakterystyczną manierą przez wokalistę Michała W. To już nawet nie są kpiny - to jest zażarta nagonka. "Badziew o tym, jak kolo pije kawę, tragedia, dno, żenada, wiocha, obraza dla IQ przeciętnego człowieka...." - to tylko garstka określeń. 
   Obejrzałam teledysk, zapoznałam się ze słowami piosenki. Przyjemna dla ucha melodia, tekst prościutki, całkiem zgrabnie zrymowany, w metaforyczny sposób opowiadający o miłości. Ot, taki rzewny kawałek w sam raz na posuwisty taniec weselny. Ani to arcydzieło, ani "Majteczki w kropeczki", a już w porównaniu z wysoko notowanym hitem o  życiu, które "jest małą ściemniarą, francą, wróblicą, cwaniarą" - wznosi się na wyżyny poezji śpiewanej. Nic nadzwyczajnego w żadną stronę, więc o co ten szum? Wniosek nasuwa się sam: po prostu wszystko, czego tknie się "czerwony" (zresztą eks), z klucza musi być złe, kiczowate i w ogóle poniżej kanalizacji.  

   Ale jak tu za to właśnie nie kochać Michała? Przecież w tym naszym polskim piekiełku chłopina robi za narodowy miernik dobrego smaku. Możesz być niepiśmiennym jełopem durnym jak 100 kg gwoździ i w dodatku głuchym jak zmurszały pień, jednak wystarczy, że rzygniesz przy pierwszych dźwiękach jego głosu i natychmiast stajesz się pełnoprawnym członkiem elit intelektualnych. Jakie to proste! Jak podnosi ego przeciętnego Nowaka, który w życiu nie miał do czynienia z żadną inną formą poezji oprócz pierwszej zwrotki hymnu, a tu może uchodzić za znawcę, byle tylko mu się nie podobało. Jaka okazja do zaistnienia dla wszystkich celebrytów: Wojewódzkiego, Majewskiego, Korwin-Piotrowskiej albo choćby tak znanego krytyka muzycznego, jak superniania Dorota Zawadzka, która obwieściła światu na Twitterze swoje stanowcze "Nie, dziękuję przebojowi Wiśniewskiego!".

  Nawet sam prof. Bralczyk wziął udział w tej ogólnopolskiej dyskusji... o niczym. - Kto używa takich słów? Od razu wiemy, że nie może ich używać mężczyzna - stwierdził stanowczo, poproszony o analizę tekstu piosenki. Jak widać, gender nie odpuszcza. Niby płeć kulturowa  nie istnieje, ale przecież mężczyźni nie mają prawa do liryzmu pod żadną postacią... 

Piję kawę, jest cudownie,
pocałunków lekka pianka,
słodko pieści suche usta,
moja panna - filiżanka.

  Gdyby zaśpiewała to kobieta, wszyscy dostrzegliby umowność sytuacji i mielibyśmy zapewne zażartą dyskusję o wątkach lesbijskich utworu, a kwestia fetyszyzmu zeszłaby na plan dalszy. Swoją drogą bardziej "męski" tekst to niby jaki?  Może ten (mój autorski!) spełniłby wygórowane kryteria prof. Bralczyka?  

Wódkę chlam, jest zajebiście,
kac mnie dręczy od poranka ,
szorstko chłodzi suche wary
po musztardzie gruba szklanka. 

   Z pewnością nie każdemu odpowiada specyficzny rykośpiew artysty Michała W.  i nie dziwiłabym się powszechnej opinii, że jego wokal tak się nadaje do piosenek lirycznych jak krowi łańcuch na smycz dla ratlerka. Ale to okazało się sprawą drugorzędną. Wszyscy "eksperci" rzucili się natomiast na tekst piosenki, a podstawowym zarzutem uczynili niepodważalny, ich zdaniem, fakt, że... facet śpiewa do filiżanki!  I do tego z jakim przejęciem! Jak można tematem piosenki zrobić tak trywialną czynność jak picie kawy? A Wiśniewski się tym "jara" i na dodatek kocha się w kawałku porcelany!!! Powstały nawet liczne parodie tej piosenki, niektóre zwyczajnie chamskie. Najzabawniejsza, moim zdaniem, wykorzystująca niemal bliźniaczą kopię teledysku, zatytułowana  jest "Czajniczek".

  Autorem "Filiżanki" nie jest jednak jej wykonawca, Michał W., tylko utytułowany i doświadczony tekściarz i kompozytor, Igor Jaszczuk. Oczywiście, doświadczenie nie ma tu nic do rzeczy. Mickiewicz też nie ze wszystkich utworów mógłby być dumny. Jednak Jaszczuk z pewnością zna pojęcie metafory, a cały tekst jest właśnie metaforą, czyli nie należy rozumieć go dosłownie. Pod postacią uosobionej filiżanki kryje się przecież wyobrażenie kobiety, bez której życie podmiotu lirycznego nie miałoby sensu. Stąd te "motyle w brzuchu", których raczej nie poruszy zwykła kawa. Tak zinterpretuje ten tekst nawet średnio uzdolniony szóstoklasista wychowany na "Kalinie" Lenartowicza. Ale musi być obiektywny... I po prostu się nie czepiać, bo tekst to jedno, a wykonanie to drugie.

   Gdyby zaśpiewał to zespół "Pod Budą", Piasek albo Wodecki, ewentualnie któryś z tych młodych zdolnych zatrudnionych przy "Jaka to melodia", prawdopodobnie mielibyśmy przebój. Taki akurat na Eurowizję, typu "wszyscy śpiewają, sala się buja". Na nieszczęście, zrobił to Michał W.  I choć wykonywał w swoim życiu znacznie gorsze utwory, aż nie śmiem dopuścić do siebie myśli, że może ta piosenka wcale nie jest taka zła... Za to popularności nie można jej odmówić - prawie półtora miliona wejść na oficjalny teledysk. Co w tym kontekście znaczy zaledwie 16 tysięcy negatywów? Nienawiść nakręca ciekawość, a to przynosi największe profity. Płyta się źle sprzedaje, ale pewnie kasa z reklam coraz większa. To w ostatecznym rozrachunku kto wyszedł na swoje?

  Wróćmy do interpretacji. Poezja, również w swojej formie służebnej, czyli jako tekst do określonej melodii, często wykorzystuje zwyczajne przedmioty. Narzucają mi się przykłady zza wschodniej granicy: "Błękitna chusteczka", "Ręcznik", "Jarzębina" czy słynny "Dzwoneczek" (Kałakolczik). Sam wielki Okudżawa pisał o butach, baloniku czy katarynce (szarmance).  Mamy i polskie piosenki traktujące o różnych sprawach nie wprost, ale za pośrednictwem rozmaitych desygnatów: "Czerwony autobus", "Złoty pierścionek", "Rudy rydz", "Biedroneczki", "Dmuchawce, latawce", "Płonąca stodoła" itp. 

   Moja ulubiona to wykonywana przez Kajah "Tabakiera", będąca  przekładem utworu "Ausencia" Cesarii Evory. Cudny tekst, melodia, przekaz i wykonanie...

Hej, tabakiero, czas na sen, lecz nim odfrunę,
ty papierosa daj jak jego pocałunek.
Zaśnij i niczego na dzisiaj już nie żałuj,
masz znak na sobie jego inicjałów.

   A szanty? Choćby "Wysoki brzeg Dundee", gdzie kliper i dziewczyna są niepodzielną jednością. 

Hej, hej, jak długi rejs,
zbiega w dół i znów się wspina
na stromej fali grzbiet
ze szkockich gór dziewczyna. 

   Nie porównuję, oczywiście, wartości artystycznej wszystkich wymienionych tekstów, ale czy naprawdę tak trudno zrozumieć skróty myślowe i przestać szukać dziury w całym?

  Kończę na naprawdę wysokiej półce, fragmentem wiersza Gałczyńskiego "Wizyta". Facet opowiada swemu gościowi o... czajniku. Ani chybi się najarał ;-)

Proszę, proszę, rozgość się, serdeczny,
rozejrzyj się dokładnie po wszystkim;
to jest czajnik - prawda jaki śmieszny?
z gwizdkiem.

  I jeszcze podpowiedź z komentarza - piękna piosenka ... też o czajniku:  Blaszany parowiec