Szukaj na tym blogu

czwartek, 9 czerwca 2016

Tańcowały dwa Michały, czyli powtórka z rozrywki...

Nie macie czasem wtrażenia, że przeżywacie déjà vu? Ja mam. Może fani Michała Szpaka mnie zlinczują, ale nie mogę się oprzeć pewnym porównaniom. Bo tu nie o osoby chodzi, tylko o zjawisko.

W roku 1999 - platyna (70 tys. egzemplarzy), w latach 2001- 2002 - kolejne dwie diamentowe płyty (po 350 tys. egzemplarzy każda), w 2003 - platyna (70 tys.), w 2004 - złoto (35 tys.) Trasy koncertowe z występami przed wielotysięczną widownią. Opole 2002 - trzy Superjedynki: Zespół roku, Piosenka roku, Płyta roku, a na dobicie konkurencji - wydarzenie roku, czyli koncert zespołu na festiwalowej scenie.  Eurowizja 3003 - 7 miejsce. Opole 2003 - kolejna Płyta roku.  Uwielbienie publiczności i... totalny ostracyzm środowiska artystycznego, które za nic nie mogło się pogodzić z tak spektakularnym sukcesem komercyjnym jakiegoś kiczowatego śpiewaka karaoke.  Wiecie już, o kogo chodzi? 

Nie bedę dyskutować z gustami. Jednym się podobało bardzo, innym wcale, wszak kicz to pojęcie subiektywne, a wiele uznanych produkcji artystycznych balansuje na krawędzi dobrego smaku, żeby przywołać choćby występy minoderyjnej Violety Villas czy wąsatego Quin-Freddiego ze spiczasym biustem i odkurzaczem - oboje zresztą doskonali wokalnie. Nie można jednak zaprzeczyć faktom - sprzedaż ponad miliona płyt to w dobie Internetu niebywały wyczyn.   

Zastanawiam się, jaki jest klucz do tak ogromnej popularnośći zespołu Ich Troje ? I przychodzi mi do głowy tylko jedna odpowiedź: to dar przekazywania emocji, oraz szacunek dla odbiorców wyrażający się w rzemieślniczej rzetelności - ich koncerty były naprawdę dobrze przygotowane. I jeszcze oryginalność odbierana jako autentyczna, a nie wymyślona na użytek jakiegoś projektu.  Bez tego by nie zaiskrzyło. Sam talent to tylko potencjał. 

Czas Wiśniewskiego przeminął, nadchodzi czas Szpaka. Tych dwóch Michałów, wbrew pozorom, więcej łączy niż dzieli. Obaj debiutowali mniej więcej w tym samym wieku. Obaj przykładają ogromną wagę do swego wizerunku, mają upodobanie do barokowych strojów, oryginalnych fryzur i makijaży. Wykonują emocyjne utwory, lubują się w "mocnych" interpretacjach, są oryginalni oraz rozpoznawalni od pierwszego dźwięku i rzutu oka.  Obu zaakceptowała Europa, dorobili się rzeszy fanów w kraju i za granicą, odnieśli spektakularny sukces komercyjny i spotkali się z bojkotem zawistnego środowiska piosenkarskiego. Obaj budzą skrajne emocje - od fascynacji do nienawiści, choć w przypadku Szpaka nawet zagorzali wrogowie nie mogą zaprzeczyć jego warunkom głosowym i wysokiej kulturze osobistej.

To porównanie nie nastraja jednak optymistycznie, bo wiadomo jak skończyła się kariera Wiśniewskiego. Dziś jest on tylko celebrytą znanym głównie z licznych rozwodów, alkoholizmu oraz raka odbytu. Pozostaje żywić nadzieję, że Szpak znajdzie inny sposób na odreagowywanie stresów i że nie nie da się na fali popularności ponieść do byle jakich reklam czy reality show, co stałoby się początkiem jego końca. Ufam, że sukces nie przewróci w głowie chłopakowi, który tak pięknie potrafi mówić o swoich marzeniach, ma jasno określony cel i wysokie aspiracje. 

Życzę Michałowi, żeby nie został tylko sezonową gwiazdą, a artystą dużego formatu, którego z przyjemnością będą słuchać kolejne pokolenia nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Niech jego kariera rozwija się coraz bardziej, jednak nie za wszelką cenę! Czasem trzeba zwolnić i spojrzeć z dystansu na swoje życie. Zaniepokoiło mnie, że w jednym z wywiadów powiedział: Obojętne, co o mnie mówią, byle mówili. Mam nadzieję, że to żart. Taka nagła popularność jest stanem chwilowym i w każdej chwili może się diametralnie zmienić. Publiczność to twór kapryśny i wrażliwy, dziś kocha, jutro gwiżdże, nie trzeba dużo, żeby wybrała sobie innego idola.  Fani są na ogół bezkrytyczni, ale i oni mają swoją wytrzymałość. A upadek z wysokiego konia jest bardzo bolesny... 

P.S. Dyskusja na facebooku Michała Szpaka  i komentarze pod tym postem dały mi wiele do myślenia. Jego fani uświadomili mi różnicę zasadniczą między dwoma Michałami; zupełnie inne wychowanie, które przecież kształtuje charakter człowieka. Dziękuję wam za te wszystkie głosy. Utwierdzily mnie one w przekonaniu, że Szpak pofrunie wysoko i nie zrobi sobie krzywdy ;-)

wtorek, 7 czerwca 2016

Kto się boi Szpaka?




Łaska pańska na pstrym koniu jeździ, ale trzeba też na nią zapracować. Kurskiego ludzie nie lubią, Szpaka lubią - i tyle w temacie. Co nie zmienia faktu, że zakończenie maratonu nagród Opole 2016 było niesmaczne, niezręczne i stawiające głównego bohatera w sytuacji tyle idiotycznej, co niewygodnej dla jego dalszej kariery. 

Organizatorzy wpadli na pomysł, aby o Grand Prix Publiczności powalczyły piosenki będące festiwalowymi hitami z 52 lat.  Pierwsza selekcja dokonała się w drodze głosowania esemesowego, kiedy to odpadły takie hiciory jak "Bal wszystkich świętych", "Ta sama chwila", "Kiedy powiem sobie dość" czy "To nie ja".  Już w tym momencie każdy średnio inteligentny odbiorca powinien się zorientować, że ludzie głosują nie na piosenkę, tylko na wykonawcę!!! Cugowski osłuchał się do obrzygu ze swoim manierycznym bekiem, Kozidrak i Chylińska stały się niewiarygodne - jedna jako żona w trakcie rozwodu, druga jako przefarbowana na glamour gwiazda rocka.  Górniak - no cóż, więcej afer niż przebojów, i to ciągłe bezpodstawne gwiazdorzenie a szkoda, bo potencjał nadal wielki. Opolska publiczność festiwalowa wybierała więc spośród 21 utworów. Tych najstarszych - kilkudziesięcioletnich, i tych najmłodszych - zaledwie sprzed roku, tych naprawdę wielkich i ponadczasowych, i tych lekkich, do zanucenia przy goleniu czy poskakania na dyskotece. Jaki miał być wspólny mianownik - Bóg raczy wiedzieć. Wobec tego kryteria ustaliła publiczność.

Nie znamy dokładnych wyników głosowania, które trwało zaledwie 10 minut. Może różnice w liczbie esemesów były minimalne. Jednak najlepszą piosenką 50-lecia nie został żaden z absolutnych faworytów, ani kultowe: "Dziwny jest ten świat", "Niech żyje bal", "Przeżyj to sam", "Zegarmistrz światła" czy "Pokolenie", ani  biesiadna "Bałkanica", ani liryczne "Chodź, przytul przebacz" i "Baśka", tylko laureatka zeszłorocznych Superpremier - utwór "Jesteś bohaterem", wykonywany... no właśnie, przez, nomen omen, bohatera tegorocznego festiwalu - Michała Szpaka, młodego człowieka z niewielkim jeszcze dorobkiem, za to z wielkim talentem potwierdzonym niedawno werdyktem publiczności Eurowizji. 

Niespodzianka? Nie dla mnie. Liczyłam wprawdzie, że usłyszę jeszcze raz "Przeżyj to sam", ale miałam przeczucie, że na bis wystąpi Michał Szpak, bo daje satysfakcję oczom i uszom, łączy pokolenia (zdobył rzesze fanów w różnym wieku) i ma realne szanse podbić Europę. Nie gwiazdorzy, nie skandalizuje, ma dobrze poukładane w głowie, a jednocześnie daleko mu do grzecznego chłopczyka w "kościołowym" garniturku. Jest pełen pokory wobec mistrzów i szacunku nawet wobec tych, którzy jemu go nie okazują. Osiąga sukcesy nie przez przypadek czy protekcję, ale przez ciężką pracę nad własnym głosem i wizerunkiem. Pozostaje sobą, nawet kiedy to niełatwe. Samouk z pomysłem na siebie, który w drodze do marzeń nie dał się zatopić fali internetowego hejtu ani polskiej nietolerancji.  I to właśnie jego, JEGO - NIE PIOSENKĘ, wybrała festiwalowa publiczność, bo Szpak obdarował ją wyjątkowo pozytywną energią, jednym słowem - "zrobił jej dobrze", co wyprorokował w X-Factorze Czesław Mozil.

Ale w show biznesie nie ma litości, bo popularność przekłada się przecież na niemałą kasę. Zamiast ciepłego przyjęcia, gratulacji, pochylenia czola przed werdyktem odbiorców - bojkot i uszczypliwe komentarze.  Przykro było patrzeć, jak  ten chłopak stał samotnie na scenie zaskoczony, zażenowany, zawstydzony nagrodą, na którą w swoim pojęciu nie zasłużył, a starsi koledzy z branży, wielcy przegrani, zamiast  jemu i sobie pomóc wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, obrazili się jak małe dzieci i... poszli spać ;-) Podobno wyniki głosowania nie były uczciwe, dlatego też branża podjęła decyzję, że już nigdy nie stanie do konkursu internetowego, jeśli weźmie w nim udział Michał Szpak. Bo jak to może być, żeby taki młokos wygrał, dajmy na to,  z samą Marylą Rodowicz!!!  

Nie mam nic przeciwko Maryli i innym wykonawcom z mojego pokolenia, wielu naprawdę jeszcze daje radę. Jednak kryterium wygranej w konkursie to przecież nie tylko wiek, doświadczenie i dorobek. Na koncerty "dinozaurów" ciągle walą tłumy, co nieraz widziałam na własne oczy, ale i Szpak nie śpiewa na kartonie w przejściu podziemnym, a jego fanów opolski amfiteatr z pewnością by nie pomieścił. Może więc warto wreszcie docenić przeciwnika. Każdy kiedyś zaczynał i każdy będzie musiał zejść ze sceny, dobrze, jeśli z własnego wyboru.

Jak wytłumaczyć małostkowe zachowanie gwiazd? Zawiść? Poczucie klęski? Strach przed przemijaniem? To zrozumiałe emocje, tylko w czym ten nieszczęsny dzieciak zawinił? Wdarł się na scenę bez zaproszenia, jak Patrick Swayze w "Dirty dancing"? Sam sobie przyznał nagrodę? Wyżebrał ją? Przekupił publiczność? Oszukał przy liczeniu głosów? Gawliński w wywiadzie do "Faktu" stwierdził z goryczą: "Życzę Michałowi, żeby jego piosenka przetrwała tyle, co "Zegarmistrz światła" wydany w 1972 roku". Ciekawe, co by powiedział, gdyby wygrała, też przecież wystawiona do konkursu, "Baśka" (wydana w 2002 roku) ... 

Michał nie skomentował zachowania konkurentów, tylko w jednym z wywiadów delikatnie, jak to on, zasugerował błąd organizacyjny - przeboje powinny być przedstawione w formie koncertu, nie konkursu, bo każdy z nich był równie dobry. Brawo! To się właśnie nazywa kultura osobista. Aż trudno uwierzyć, że ten artysta ma tylko 25 lat.

Oj, nie będziesz miał łatwo, chłopaku. I nie licz na branżowe przyjaźnie. Wlazłeś na pole minowe, bo masz warunki pozwalające ci zaśpiewać praktycznie każdy utwór naszych gwiazd estrady, i to prawdopodobnie lepiej od nich. Jesteś wyrazisty, oryginalny, ambitny i utalentowany. Nie pokochają cię za to.  Ale od czego masz publiczność :-) Tylko pamiętaj, łaska pańska na pstrym koniu jeździ...



piątek, 25 marca 2016

Warstwowa sałatka z tuńczykiem



Przepis wzięłam z vloga Skutecznie.pl, gdzie przemiła pani pokazuje, jak zrobić taką sałatkę, ale znalazłam też przepisy o innym układzie warstw, z dodatkiem kukurydzy, papryki, a nawet buraków. Wygląda naprawdę smakowicie, chociaż kaloryczna jak piec hutniczy, ale za to sól jest tylko w składnikach.  Podobno bez masła traci swój charakterystyczny smak. Ponieważ zakładam, że każdy wie, jak posługiwać się tarką, podaję skrót przepisu. 

SKŁADNIKI:

1. 5 jajek na twardo (białka starte na grubej tarce, żółtka na drobnej - osobno)
2. puszka tuńczyka w kawałkach w sosie własnym (ok. 150g)
3. dwa małe korniszony drobno posiekane
4. 1/2 małej cebulki drobno posiekanej
5. ser żółty twardy (ok.100-150g) starty na grubej tarce
6. masło zmrożone (ok.50g) starte na drobnej tarce
7. majonez 
8. pieprz

Do miski (najlepiej o kształcie walca lub prostopadłościanu) wkładamy poszczególne warstwy sałatki, luźno, bez ubijania. Niektóre składniki można ścierać bezpośrednio do miski.
I tak, patrząc od dołu:

1) białka starte na grubej tarce
2) ser starty na grubej tarce
3) lekko rozdrobniony tuńczyk
4) majonez 3-4 łyżki w miarę równo rozprowadzone po tuńczyku
5) wiórki drobno startego masła
6) drobno posiekana cebulka 
7) drobno posiekane korniszony posypane pieprzem
8) majonez  3-4 łyżki w miarę równo rozprowadzone po korniszonach
9) żółtko starte na drobnej tarce

Miskę szczelnie przykrywamy folią spożywczą i kilka razy uderzamy dnem o blat, żeby warstwy się trochę scaliły. Wkładamy do lodówki na kilka - kilkanaście godzin. Smacznego (przynajmniej taką mam nadzieję)!