Uważam, że artysta powinien być definiowany poprzez swój dorobek, taki „pomnik trwalszy niż ze spiżu”, jak to określił Horacy, a nie przez orientację seksualną. Na szczęście minęły czasy, kiedy i w Europie za miłość homoseksualną groziło więzienie. Dziś grozi tylko… nienawiść, pogarda, wykluczenie – postawy prezentowane na ogół przez ludzi, o których nawet Wikipedia nie ma nic do powiedzenia, bo w życiu wyszła im tylko słoma z butów.
Pozwolicie, że wymienię w przypadkowej kolejności niektóre (bo wszystkich
się nie da) dla mnie ważne dzieła stworzone
przez homo/biseksualistów. Źle bym się czuła
w świecie, w którym by zabrakło:
- „Mony Lizy” (Leonardo da Vinci)
- „Narodzin Wenus” (Sandro Botticelli)
- „Dawida” (Michał Anioł)
- „Baśni” (J. Ch. Andersen)
- „Portretu Doriana Graya” (Oscar Wilde)
- „Czarodziejskiej góry” (Thomas Mann)
- „W poszukiwaniu straconego czasu” (Marcel Proust)
- „Smażonych zielonych pomidorów” (Fannie Flagg)
- „Muminków” (Tove Jansson)
- „Ferdydurke” (Witold Gombrowicz)
- „Nocy i dni” (Maria Dąbrowska)
- „Popiołu i diamentu” (Jerzy Andrzejewski)
- „Karuzeli z Madonnami” (Miron Białoszewski)
- „Panien z Wilka” (Jarosław Iwaszkiewicz)
- „Milczenia owiec”(kreacja Jodie Foster)
- „Skóry, w której żyję” (Pedro Almodóvar)
- „Jeziora łabędziego” (Piotr Czajkowski)
- „Króla Rogera” (Karol Szymanowski)
- „Bohemian Rapsody” (Freddie Mercury)
- „Can you feel the love tonight” (Elton John)
- „Last Christmas” (George Michael)
Jestem świadoma, że wielu ludzi będzie miało problem z identyfikacją nawet
pierwszej pozycji z listy. Niestety, właśnie oni często ferują wyroki, nie
zdając sobie sprawy z głębi własnej niewiedzy. Gorzej, gdy utwierdza ich w „chamskiej
racji” retoryka wykształconego guru w garniturze z krawatem. Nie daj Bóg, gdyby
obecnie nam panujący heteroseksualny prezydent mógł roztoczyć swoją władzę nad duchowym
dorobkiem świata…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz