A taki się piękny dzień zapowiadał...
Najpierw, jak diabeł z pudełka, wyskoczył niespodziewany wydatek
za pokrętło do programatora pralki. Wzięło i piardło. Miało prawo, po tylu latach… Fachowcy nawet
szybko przyjechali, ale policzyli jak za zboże – 150 zł za trzy minuty pracy i
plastikowe kółko. Po cholerę mi była matura, studia magisterskie i podyplomowe, setki kursów, szkoleń i warsztatów? Czy zawodówka nie daje lepszych perspektyw?
Telefon od Przyjaciółki. Nie będzie na weselu mojego syna, a swego
chrześniaka, chociaż dostała zaproszenie ponad miesiąc temu i ochoczo potwierdziła obecność. Wobec wątpliwości co do udziału chrzestnego powiedziała nawet: - Nie martw się, my cię na pewno nie zawiedziemy. - Teraz, trzy miesiące przed uroczystością, nagle zmieniła zdanie pod wpływem gwałtownie obudzonych uczuć
rodzinnych. Postanowiła bowiem uczestniczyć w samochodowej wyprawie do Niemiec w celu gromadnej wizyty u jakiejś tajemniczej ciotki stojącej nad grobem. Wymówka zaiste godna Machiavellego, tym bardziej, że przez trzydzieści lat naszej znajomości ani razu nie padło imię ukochanej krewnej. Za to bolesną decyzję poprzedziło kilka wesołych imprez z kuzynostwem, więc nie mam wątpliwości, że wybrała o wiele ciekawszą opcję spędzenia wolnego czasu niż jakieś tam wesele chrześniaka. Oczywiście, jako chrzestna pamięta
o swoim OBOWIĄZKU, przybędzie rano na ślub i dostarczy prezent... Dostaliście kiedyś w
twarz? Boli mniej więcej tak samo, tylko znacznie krócej. Ja trzeciego policzka już nie mam. Pozostaje mi życzyć ciotce "Przyjaciółki" dotrwania w dobrej kondycji do familijnego zjazdu. A niech sobie staruszka użyje!
Krótka jazda na masaż rolletic
– w końcu muszę jakoś odreagować. Silnik mojego zabytkowego punciaka warczy jak
motor wyścigowy, aż ucho drętwieje. Tłumik, na pewno. Z trudem docieram do celu,
zgrzytając rurą o każdą nierówność drogi. Jutro kolejny wydatek…
Na drzwiach bloku nekrolog
informujący o nagłej śmierci męża jednej z klientek studia rolletic. Facet pięćdziesięcioparoletni. Zmarł trzy dni temu we własnym domu, podczas nieobecności żony. Kojarzę
ją, to piękna zadbana kobieta, nieraz beztrosko paplałyśmy podczas masażu. Co ona teraz czuje? Boże, jaka tragedia… Czym są przykrości
czy straty materialne wobec spraw ostatecznych? Rozmowa z właścicielką studia się nie klei. Pyta o zdrowie Przyjaciółki. Nie mam ochoty odpowiadać.
Bardzo chcę z kimś pogadać, choćby o
d… Maryni, żeby sobie ulżyć. Najbliższa koleżanka zbywa mnie jakąś wymówką, nie
ma czasu się ze mną spotkać, właśnie wkłada zakupy do lodówki. Zmęczona, rozumiem, nie mam żalu. Parzę sobie kawę
i zabieram się do lektury poradnika „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?”. W
gruncie rzeczy guzik mnie to obchodzi, jak głupi, to niech kochają, ale muszę
jakoś wyprzeć czarne myśli no i porozcierać te policzki...
Dzwoni organizatorka szkolnej wycieczki. Upewnia się, że znam jej cenę i zapłacę. Obiecuje przysłać e-mailem program. Rozmawiamy przez chwilę. Cieszę się, że spotkam ulubione koleżanki, poplotkujemy, pośmiejemy się, zobaczę piękny kawałek Polski, przypomnę niezwykłe krajobrazy Skalnego Miasta. No, wreszcie jakiś pozytyw.
Idę zdjąć pranie z balkonu.
Odkładam na bok dwie bluzki i dżinsy, wyjmuję z szafki sznurowane buty na grubej podeszwie. Wezmę je ze sobą w
góry. To dopiero za tydzień, ale już od grudnia wiadomo, że mam jechać. Zgodziłam się niechętnie, przecież 600 złotych piechotą nie chodzi; poza tym pora niezbyt dla
mnie dogodna. Ale co tam, będą uczniowie mojej byłej klasy, pogadamy o planach na przyszłość. Nie miałam z nimi kontaktu od września, żeby
nie wchodzić w paradę nowej wychowawczyni. Teraz się pożegnam na dobre, bez celebry i przemówień. Bo przecież nie przyjdę na zakończenie roku. Nie mam najmniejszej ochoty fundować sobie
spotkania z dobroczyńcami, którym podobno „tyle zawdzięczam, gdyż przez ostatnie lata zatrudniali
mnie z łaski”. Takie właśnie „życzenia” dostałam na zakończenie pracy. Plus
kolczyki wrzucone luzem w torebkę z czekoladkami. Pewnie mam wredną naturę, ale
jakoś nie czuję wdzięczności. Solidnie zapracowałam na każdą zarobioną
złotówkę.
Ponownie dzwoni organizatorka wycieczki.
Jest bardzo zażenowana i z trudem wydusza z siebie informację, że pozostali opiekunowie nie życzą sobie mojej obecności, z przyczyn, których z litości tutaj
nie wymienię. No cóż, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - kasa
zostaje w kieszeni, mogę też zweryfikować swoje plany towarzyskie i zawodowe. Szkoda
tylko, że ludzie, których dotąd darzyłam zaufaniem, wcześniej nie przedyskutowali
ze mną problemu. Ba, rok temu w Kazimierzu umawialiśmy się na taką właśnie wycieczkę. Wydawało mi się, że wszystko jest jasne, ale widać punkt widzenia zmienił się wraz z punktem siedzenia. Teraz to jakoś głupio
wyszło. Poczułam się jak łowca nienależnych nagród i zaszczytów... Przykro odkryć, że jest się aż tak niezrozumianym...
Jak dobrze, że mogę sobie pozwolić na luksus odreagowania na piśmie i do tego bez cenzury. A tyle mam do opowiedzenia... Rzeczy ciekawych, zabawnych, kontrowersyjnych, bulwersujących. I opowiem, choćby po to, żeby uniknąć zawału czy wylewu z powodu wiecznego ukrywania własnych negatywnych emocji i urażonych uczuć.
Do końca dnia jeszcze półtorej
godziny. Niech się wreszcie skończy. Jutro może być tylko lepiej J Cholera, usiadłam na okularach!
PS Dzień następny. Jestem po wymianie tłumika - "tylko" 200 zł, za to bez kolejki, czyli szczęście znowu się do mnie uśmiecha :-) Idę uprawiać swoje balkonowe poletko. Tylko ten cholerny telefon ciągle dzwoni i dzwoni...
A ja narzekalam na swoj dzien....
OdpowiedzUsuńPo namyśle stwierdzam, że mogło być jeszcze gorzej :-)
UsuńPrawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Gratuluję "trafnych" wyborów.
OdpowiedzUsuńCzasem po prostu trafiamy na kogoś, kto ma całkowicie inne wyobrażenie przyjaźni. Latami możemy tego nie zauważać, aż w końcu przychodzi "ten dzień"...
UsuńCzy rzeczywiście od aż tylu "przyjaciół" można w jednym dniu doświadczyć aż tyle "dobrego"?
OdpowiedzUsuńJacy "przyjaciele", takie "dobro" :-)
UsuńA może coś jest na rzeczy? Spojrzenie na siebie (obiektywne) bywa trudne...
UsuńNa rzeczy to jest szafa. Ludzie powinni ze sobą rozmawiać, a nie na siebie patrzeć...
UsuńTo frazeologizm, mediano. No właśnie, rozmawiać, a nie wygłaszać monologi. Po długości Twoich zapisków widzę, że masz do nich słabość.
UsuńCzy nie zadziwił Cię ten zbieg okoliczności, kilka najbliższych Ci (tak sądziłaś) osób nagle staje plecami do Ciebie. Skąd taka reakcja? Od razu wieszasz na nich psy, sama stając w świetle niebywałych swoich cnót. Skoro jesteś taka cudna, to czemu odwracają się od Ciebie. Stąd to moje pytanie o "rzeczy".
No chyba, że zależy Ci na lawinie współczujących wpisów. Biedna mediana.
Tylu? Tylko troje, nie pozostałam sama jak palec. Reakcja na stres myślę, też całkiem prawidłowa: jedni płaczą, drudzy muszą wypić, jeszcze inni zażerają zmartwienia - ja piszę bloga...
UsuńDzięki za konstruktywną krytykę społecznej i intelektualnej sfery mego życia. Gwoli ścisłości: monolog i narracja to dwie różne rzeczy.
No tak, straszna suka ze mnie, ale jako taka reaguję prawidłowo tylko na jasne komunikaty, wypowiedziane we właściwym momencie. Źle wytresowana gryzę - ot cała prawda.
Nie trzeba być znawcą charakterów, wystarczy poczytać to, co piszesz.
UsuńJa czytam blogi "zawodowo". Pewnie wiesz, że do niektórych można podpiąć reklamy i zarobić trochę kasy. Wydaje mi się, że Ty nie zarobisz....
To faktycznie dramat... A tak liczyłam na grubszą gotówkę ;-)
UsuńScarlett O'Hara mawiała "Jutro będę się tym martwić". A jutro jest wolne od błędów (to już chyba Ania z Zielonego Wzgórza, prawda?). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie ma to jak klasycy :-)
Usuń