Szukaj na tym blogu

sobota, 31 sierpnia 2013

Suplement do artykułu "Sympatyczni i wkurzający"


       Do kontynuacji podjętego wczesniej wątku zmusza mnie liczba komentarzy, których nie ośmielilam się jednakowoż zamieścić, jako że bloga czytają również nieletni. Kto się uaktywnił poprzez soczyste bluzgi opisujące mój podły charakter? Wyłącznie palacze. Anonimowi - a jakże. 
       Poniekąd rozumiem ich walkę o swobody obywatelskie, które zostały znacznie ograniczone w wyniku aktualnie obowiązujących trendów.  Przestrzeń do uprawiania nałogu zmniejszyła się im w zasadzie tylko do odosobnionych zarośli lub wstydliwych kącików wyznaczanych litościwie przez wyrozumiałe społeczeństwo. Biedaczyska wciągają tam samotnie kilka sztachów, chowają resztkę kipa do kieszeni i powracają na łono niepalącego towarzystwa. Mnie się na szczęście udało w samą porę. W przewidywaniu takich czasów rzuciłam palenie już jedenaście lat temu. Mój nałóg nosił znamiona luksusu i musiał spełniać wyrafinowane kryteria: dobry papieros + wygodny fotel + wonna kawka + ciekawa rozmowa. Perspektywa kucania za krzakiem i krycia się z paierosem po toaletach skutecznie mnie wyleczyła. Podobnie jak ociekające nikotyną firanki i zażółcone ściany we własnym domu.
       Drodzy anonimowi palacze, zjadliwie komentujący moje blogi! Nie dziwię się waszej reakcji. Ten fragment artykułu był wyjątkowo złośliwy, ale miałam swoje istotne powody. Spieszę donieść, że jestem normalnym człowiekiem i na co dzień nie reaguję odruchem wymiotnym na widok każdego napotkanego palacza. Nie przeszkadzają mi uciążliwości związane z nałogiem nieznajomych ludzi, bo broni mnie przed wami moja własna przestrzeń osobista, do której was nie wpuszczam. Nie obchodzicie mnie po prostu, gdyż jesteście obcy, a ja nie czuję w sobie misji naprawiania całego świata. Palcie sobie do woli od rana do wieczora, trujcie siebie i swoich bliskich, wyprawiajcie pogrzeby lub uczestniczcie w nich w charakterze zwłok - to wasze zdrowie, wasze problemy,  wasza kasa. 
        Jednak sprawy mają się zupełnie inaczej, jeśli chodzi o ludzi, na których mi zależy. Tu nie ma mowy o obojętności, wręcz przeciwnie. Użyję każdego chwytu, aby im obrzydzić i utrudnić nałóg. Połamię i wyrzucę papierosy, zrobię karczemną awanturę, będę wrednie dogryzać, kupię kaszlącą popielniczkę, poinformuję o najnowszej terapii uzależnień, obdaruję plakatem ze zdjęciem dziurawych płuc, zacznę narzekać na smród, zagrożę niebezpieczeństwem "kurzej dupy", czyli charakterystycznych zmarszczek wokół ust palacza albo... napiszę złośliwego bloga. Nie ma zmiłuj. Nie chcę ich stracić! Nie chcę, żeby zabijali się na moich oczach. Widziałam już przedśmiertne męczarnie osoby umierającej na raka płuc, a teraz bywam świadkiem ataków przeraźliwego suchotniczego kaszlu u sympatycznego człowieka, który pali jak smok i sam siebie oszukuje, że z jego zdrowiem wszystko w porządku. Rodzina jest bezradna, bo nic do niego nie dociera. A ja zamierzam wyrzygać mu wszystko: że truje bliskich, że puszcza z dymem wspólne pieniądze, że śmierdzi, że się bardzo postarzał, że jest cholernym egoistą nieliczącym się z uczuciami ludzi, którzy go kochają. Nawet gdyby miał mnie kopnąc w zadek, może choć jeden argument poskutkuje i ocali mu życie. A jeśli nie, przynajmniej będę wiedziała, że próbowałam...

15 komentarzy:

  1. Rozumiem twoje zacietrzewienie spowodowane niepokojem o bliskich, ale spróbuj naprawdę zgłębić istotę nałogu. Oburzenie o kolor firanek czy nawet te nieszczęsne płuca nie będą argumentem dla nałogowca. Wszystko zaczyna się i kończy w głowie.
    I jeszcze jedno. Czytając posty do I części tego tematu nie zauważyłem przewagi wpisów palaczy. Sam nie palę, na szczęście

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, na czym polega nałóg, ale wiem też, że mając odpowiednią motywację, można z nim skutecznie walczyć. Sama paliłam 30 lat przynajmniej paczkę dziennie. Rzuciłam z dnia na dzień. Można, naprawdę. Kiedy widzę ludzi, którzy czerpią przyjemność z zabijania na raty siebie i jeszcze wciągają w to innych (Chodź, zapalimy sobie jednego!), ręce mi opadają. Charcholą jak gruźlicy, dwudziestu metrów nie przejdą bez zadyszki, skóra jak pergamin, problemy z bezsennością, żylaki, cholesterol, migotanie przedsionków i cholera wie jeszcze co, ale przecież to nie od palenia, im ono wyjątkowo nie szkodzi. Znam czcigodnych emerytów, którzy nadal harują, żeby im na fajki nie zabrakło. Paranoja!

      A co do komentarzy, przywilejem właściciela bloga jest banowanie tych chamskich, złośliwych i niemerytorycznych. Lubię dyskutować na pewnym poziomie, a nie przerzucać się inwektywami. Bardzo rozsierdziłam kilku palaczy. I dobrze, może ten wstrząs poprzestawia im w głowach.

      Usuń
  2. Ale nikotyna sprzyja pracy intelektualnej. Widać, że nie palisz... Pewnie jestem z tych zbanowanych! Trudno. Czy nie wydaje ci się, że to ich - palaczy - zmartwienie? Proponuję wziąć na tapetę alkohol (o tym jeszcze nie pisałaś). Społeczne skutki tego nałogu są o wiele bardziej przerażające niż pożółkłe firanki. Ciekawe, dlaczego wokół tego nie robi się (nie robisz) tyle szumu? Masz akcje monopolu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, faktycznie, o firanki mi chodziło przede wszystkim... Widać, że palisz ;-)

      Usuń
  3. Taaa, widzę, że tu trzeba otwartym tekstem. Nie chodziło mi droga blogerko o firanki, jarzysz? To kwintesencja twoich argumentów. A zresztą szkoda gadać (pisać).
    Jako była palaczka czymś sobie rekompensujesz nałóg. Prawdopodobnie jedzeniem (Wesoła kuchnia i te kiełbasy). To też niebezpieczne: nadwaga, problemy z krążeniem i układem kostnym, niska samoocena, wyobcowanie...
    I na koniec zacytuję sam siebie z pierwszego postu : Sam nie palę, na szczęście

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dyskusja, jak widzę, przybiera ciekawą formę.
      W życiu bym nie przypuszczała, że dyskutant z pierwszego posta i złośliwiec z dwóch następnych to ta sama osoba. Ciekawe, skąd u ciebie taki wytrysk inteligencji, skoro ona jest zarezerwowana tylko dla palaczy? W poście do przygłupa pisanym "otwartym tekstem" używasz słów: "kwintesencja argumentów", "rekompensujesz", chwała Bogu, że "wyobcowanie" a nie "alienacja", bo pewnie bym musiała wrócić do nałogu, żeby "zajarzyć" ;-) I co tu mają do rzeczy moje problemy, tak pięknie przez ciebie nakreślone?
      Człowieku, po jedenastu latach niczego już sobie nie trzeba rekompensować. Ale nie ukrywam, że lubię pichcić, szczególnie teraz, kiedy wszystko wokół jest nasycone chemią i po prostu niesmaczne. Uroki gotowania odkryłam niecały rok temu, zaraziłam się tą pasją od blogerki z Leśnego Zakątka. Rodzina i przyjaciele jakoś nie czują dyskomfortu z tego powodu. Wzmiankowana kiełbasa została pożarta przez szesnaście osób na rodzinnym grillu, nie musiałam jej wciągać w samotności. No, ale ty wiesz lepiej... Przy okazji witam wnikliwego czytelnika moich blogów :-)
      Pozwolisz, że ja też wyciągnę daleko idące wnioski. Doświadczenie mi podpowiada, że taki z ciebie mężczyzna (niepalący!), jak z koziej dupy Reisentasche. Jaki normalny facet uczyni kobiecie zarzut z tego, że ona smacznie gotuje? Prawdopodobnie właśnie zastanawiasz się, ile kalorii ma woda z cytryną, a głód opędzasz kolejnym papierosem. Masz ziemistą cerę, sflaczały biust, wystają ci żebra i cierpisz na ABC. Nadmiar żółci zaś wylewasz w moim blogu skryta za swoja anonimowością.
      Pasuje? Nie? A jakie to ma znaczenie? Tak właśnie wygląda dyskusja niemerytoryczna.

      Usuń
  4. papieros jest energią ognia ,palac dogrzewamy nieczynną śledzione aby przestać nalezy zadbać o śledzione która od dzieciństwa jest niszczona nadmiarem surówek owoców i cukru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest argument ;-) Znam człowieka, który by tak napisał. Iwo, czy to przypadkiem nie ty? Z tym, że bez śledziony da się żyć, a bez płuc to raczej niemożliwe.

      Usuń
  5. Taki z ciebie psycholog "jak z koziej dupy Reisentasche". No chyba że domagasz się zdjęcia genitaliów komentatorów. Czytam sobie te wpisy i widzę, że dyskusja rozwija się w zupełnie innym kierunku niż to sobie umyślił anonimowy z #1. Chyba chodziło mu o trudność walki z nałogiem, a nie o argumenty ad personam. Przepraszam za wydumane słowo, bo widzę, że nie są takie tu mile widziane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgaś papierosa, weź głęboki oddech i przeanalizuj wszystkie swoje wpisy. Wygląda na to, że masz rozdwojenie jaźni, bo najpierw powołujesz się na własne wypowiedzi, a potem sugerujesz, że jesteś nowym komentatorem. Nie jestem psychologiem, to był tylko mój głos w dyskusji ad personam, którą sam/a rozpocząłeś/ęłaś. A zanosiło się na ad rem. Szkoda, że złość cię zaślepiła...

      Usuń
  6. Ale jesteś wqurwiona! I o to chodziło!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oho! Mistrz/yni ciętej riposty ujawnił/a swoje intencje. Cieniutko... Liczyłam, że stać cię na coś lepszego. Widocznie fajki się skończyły ;-)

      Usuń
  7. Muszę przyznać, że ta kaszląca popielniczka mnie zafrapowała. I obawiam sie, że walcząc w komentarzach z każdym o swoje racje, które są twoje i z których nie powinnaś musieć się tłumaczyć, daleko nie zajdziesz, bo to jest raczej dyskusja z tych, gdzie jedna strona nie przekona drugiej. Zwłaszcza, jak jest stroną anonimową, takie to wygodne...
    Pozdrawiam nie-anonimowo,
    Natalia

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla mnie komentarze pod blogiem są rodzajem rozmowy, dlatego staram się na nie odpowiedzieć, ale wiem, że różni rozmówcy się zdarzają i nigdy nie wiadomo, jak się potoczy dyskusja. Ale to właśnie jest frapujące i czasem tak zabawne jak dialog powyżej :-)
    A kaszląca popielniczka to fajny gadżet. Przy gaszeniu kipa wydaje z siebie suchotnicze rzężenie - miodzio:-)

    OdpowiedzUsuń