Szukaj na tym blogu

wtorek, 24 grudnia 2013

Pracownicze Wigilie



         Jesteście już po pracowniczych Wigiliach? I jak samopoczucie? Katharsis czy żenada? Miło spędzone chwile z przyjaciółmi, czy przymusowy spęd niewolników łaskawie nam panującego pracodawcy?  
     W czasach komuny każdemu poborowemu zadawano standardowe pytanie: Czy oddal już pan honorowo krew?  Nie chodziło bynajmniej o dotychczasowe rany bitewne, ale o obowiązkowe oddanie 200 ml krwi dla potrzeb polskiej służby zdrowia. Akcja jak najbardziej chwalebna, tylko co ma do tego honor? Mus to mus...
        Dzisiaj podobnie jest z pracowniczą Wigilią. Po prostu trzeba ją zaliczyć, bo szef zauważy nieobecność i w najmniej oczekiwanym momencie może ten fakt wykorzystać. Jest pani niekoleżeńska, psuje atmosferę pracy, czyli premio żegnaj... Szczęśliwi posiadacze L-4! Reszta siedzi karnie za wigilijnym stołem i smętnie żuje zimne pierogi a choćby nawet i homara, nerwowo zerkając na zegarki i kombinując,  kiedy wypada się urwać. Jeszcze tylko "pan ksiądz" wygłosi przemówienie, biesiadnicy odśpiewają jedną zwrotkę "Dzisiaj w Betlejem", tłumek ustawi się z opłatkiem w kolejce do dyrekcji i już właściwie można się powoli ewakuować. Pierwsza dziesiątka opuszcza salę, za nią druga i następna. Przy pustym stole zostaje garstka zaproszonych emerytów. Co roku mniej, bo który gość drugi raz zaryzykuje takie potraktowanie przez gospodarzy? Samo życie.
        Jaki jest cel tych spotkań? Integracja?  Pudło. Nie da się połączyć na siłę kilkudziesięciu osób. Ci, którzy się polubią, sami znajdą do siebie drogę, z opłatkiem czy bez. To może święta TRADYCJA, którą należy kultywować za wszelką cenę? Miałoby to sens podczas szkolenia dzieci i młodzieży, ale dorosłych nie trzeba przecież uczyć świątecznych ceremoniałów. Więc to chyba po prostu odfajkowanie jakiejś odgórnej dyrektywy. Z naciskiem na słowo "odfajkowanie". Pracownicza Wigilia się odbyła. Uczestniczyło w niej 98% pracowników, wszyscy nieobecni mają zwolnienia lekarskie. Wysoka frekwencja świadczy o pełnej integracji zespołu. I można spać spokojnie, przynajmniej do czasu... 
       Niektóre bogate zakłady mają specjalne fundusze na takie imprezy, dlatego często odbywają się one w renomowanych lokalach. W tych biedniejszych pracownicy muszą dopłacić do interesu w żywej gotówce albo chociaż świątecznych wypiekach. Plus robocizna, naturalnie.
      Boże Narodzenie to święto rodzinne, nie pracownicze. Wieczerza wigilijna ma skupiać ludzi, których łączy coś zdecydowanie  więcej niż stosunki służbowe. Ale my, Polacy, kochamy spektakle i w dodatku nie boimy się skrajności. Boimy się za to swoich szefów. Jeszcze całkiem niedawno, też pod ich czujnym okiem, gromadnie maszerowaliśmy w pochodach pierwszomajowych. Potem nagle wykonaliśmy w prawo zwrot i dziś obowiązkowo śpiewamy kolędy i z dużym talentem udajemy, że się kochamy, wybaczamy sobie wszystkie krzywdy i święcie wierzymy, że od jutra będzie sam miód. Niektórym to nie przeszkadza, jednak wielu ludzi odczuwa spory dyskomfort z powodu sztuczności całej tej sytuacji. Zamiast wszechogarniającej miłości pojawia się zniecierpliwienie i złość. Za jakie grzechy musimy marnować swój wolny czas, siadając do wspólnego stołu z ludźmi, których tolerujemy jedynie dlatego, że są zatrudnieni w tym samym zakładzie? Łamanie się z nimi opłatkiem jest nie tylko pustym gestem, ale cuchnie obłudą na kilometr. Ktoś bardzo trafnie określił to jako profanację opłatka. Coś w tym jest...
     
      Skoro już jednak szefowie koniecznie chcą fundować rzeszom pracowników obchodzenie wigilijnej wieczerzy, czy nie lepiej byłoby zamienić tę kontrowersyjną tradycję na obchody Ostatniej Wieczerzy? Po pierwsze, nie kolidowałoby to z żadnym obrzędem o charakterze rodzinnym. A po drugie, trzecie i czwarte: też wieczerza, też przed świętami, też przy wspólnym stole, też można złożyć sobie życzenia, a i judaszowy pocałunek będzie tu całkiem na miejscu.

1 komentarz:

  1. oj, tak to swieta prawda! i w dodatku znowu sciagniete z zachodu... przynajmniej w Niemczech jest to juz wieloletnia tradycja.ale moj maz choc jest Niemcem idzie co roku na Weihnachtsfeier niechetnie tylko po to aby to odbebnic...
    a moja kolezanka z Danii co roku szuka nowych pretekstow aby wymigac sie i nie isc na ten frokost....dobrze ze ja nie pracuje zawodowo:>
    pozdrawiam poswiatecznie i noworocznie

    OdpowiedzUsuń