Szukaj na tym blogu

niedziela, 15 marca 2015

Rzut oka w przeszłość, czyli o piciu z paszenogiem i szurzym...

     O tym, że dziś sukcesy w pracy stały się ważniejsze niż wartości osobiste, nie trzeba nikogo przekonywać. Nie mamy czasu dla najbliższej rodziny, a co dopiero mówić o dalszej. Skutkiem tego jest zubożenie słownictwa oznaczającego nazwy pokrewieństw i powinowactw. To, co dawniej określano jednym konkretnym wyrazem, dziś najczęściej zastępujemy słowem kuzyn albo w pocie czoła tłumaczymy ogłupiałemu słuchaczowi, że opisywana osoba jest „mojej ciotki konia brata krowy żoną”.

       W tym artykule skupiłam się na staropolskich nazwach powinowactw, czyli więzów rodzinnych zadzierzgniętych poprzez małżeństwo. Zafascynowały mnie dziwnie brzmiące, egzotyczne nazwy. Jak brzmiałyby one dzisiaj, gdyby wdarły się nagle do naszego słownika?



     Mam nadzieję, że słownictwo już ogarnięte?  Jakby co, korzystajcie z powyższej ściągi. No, to teraz wyobraźcie sobie fragment współczesnej  rozprawy rozwodowej. Inspiracją do poniższego dialogu była poranna  rozmowa z moim dowcipnym synem.

- Na rozprawę stawili się: pozwany Jan Kowalski, powódka Zofia Kowalska, ich obrońcy oraz świadkowie powołani w sprawie:  rodzina powódki  i pozwanego.
- Dlaczego powódka chce zakończyć związek małżeński z pozwanym?
- Proszę Wysokiego Sądu, złożyło się na to wiele przyczyn, ale do zakończenia związku znacznie przyczyniła się matka męża, stale buntując go przeciwko mnie. Moja zełwa słyszała kiedyś, jak świekra w rozmowie z synem powiedziała: "Ta leniwa zołza nie zasługuje na ciebie." 
- Dziękuję, proszę następnego świadka. Kim świadek jest dla pozwanego? Proszę opowiedzieć Sądowi o relacjach,  jakie  łączyły pozwanego  z powódką.
- Obecny na sali Jan Kowalski jest moim swakiem. Początkowo przykładnie spełniał obowiązki męża, ale potem zaczął pić, co może poświadczyć jątrew,  wielokrotnie oglądająca go w stanie upojenia, gdyż codziennie przechodzi obok baru, do którego Kowalski regularnie uczęszcza. Zresztą dziewierz też może potwierdzić moje słowa, bo kilkakrotnie był namawiany do wspólnych libacji.
- Co na to pozwany?
- Wysoki Sądzie! Wypowiedź świeści jest absolutnie tendencyjna. Piję tylko przy okazji spotkań biznesowych, które rzeczywiście odbywają się we wspomnianym barze. Raz byłem tam nawet z paszenogiem i szurzym, dlatego teraz świeść mści się na mnie. Pewnie szurzyna też zaraz wymyśli jakąś historyjkę, żeby mnie ostatecznie pogrążyć. Cała rodzina żony ma do mnie jakieś pretensje!
- Dziękuję. Proszę teraz o złożenie zeznań rodziców powódki.
- Wysoki Sądzie, małżeństwo naszej córki było od początku wielka pomyłką. Zięć pozostawał pod negatywnym wpływem swatki, z kolei swat nie miał w domu nic do powiedzenia, więc nie umiał przeciwstawić się żonie. Kiedy zaczęły się problemy z alkoholem…
- Jak nie miał nic do powiedzenia? No odezwijże się, baranie, co łeb spuściłeś! Przecież ta stara lampucera, współteściowa, wygaduje wierutne bzdury. Nasz syn nie jest niczemu winien, za to snecha to flądra jakich mało. Każdy by przy niej zaczął pić!  
- Proszę się uspokoić, bo nałożę na panią grzywnę.
- A nie ma sprawy! Zapłacę, to znaczy mąż zapłaci każde pieniądze, żeby nasz synek znowu zamieszkał z nami. Zwróci koszty z pierwszej wypłaty… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz