Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 25 listopada 2013

Śmierć w globalnej wiosce


     Przyszło nam żyć w przedziwnym świecie. Za sprawą nowoczesnych technik komunikacyjnych skurczył się on do rozmiarów globalnej wioski. W prawdziwej wiosce wszyscy wiedzą, czyją krowę akurat wzdęło, komu obrodziły buraki i kto kogo przeleciał w stogu. W globalnej też z każdej strony atakują nas przeróżne informacje. Sęk w tym, że dotyczą one życia nie tylko znajomych, ale i nieznajomych. 
    Beztroska, z jaką mieszkańcy globalnej wioski dopuszczają obcych do własnych spraw, bulwersuje i przeraża. Wielu z nas bowiem nie potrafi oddzielić sfery publicznej od prywatnej, a prywatnej od tej najbardziej intymnej. Bez żadnej selekcji do Internetu wędrują dane, które przenigdy nie powinny się tam znaleźć. Pół biedy, jeśli świadczą one jedynie o braku kultury, ogłady czy wyczucia. Zawsze znajdą się tacy, którzy uznają za stosowne udostępnić szerokiemu światu sensacyjną informację, że właśnie dopadła ich grzybica pochwy albo puścili wyjątkowo smrodliwego bąka. No cóż, nie każdemu jest dane doznać przeżyć bardziej interesujących. Dzielimy się tym, co mamy... 
     Znacznie gorzej, jeśli zamieszczony materiał, w dodatku burzący utrwalone w społeczeństwie normy, trafia pod ocenę młodych ludzi, a takich przecież w Internecie najwięcej. Nie mają oni dużej wiedzy o świecie i postrzegają go według najprostszego emotikonowego kodu:  ktoś się uśmiecha - szczęśliwy, płacze - nieszczęśliwy, przytula dziecko - kocha je, porzucony - cierpi itp. Oceniają też wszystko w systemie zero-jedynkowym: coś jest po prostu albo dobre, albo złe, nie ma ambiwalencji. Towarzyszy temu powszechne przekonanie, że w sieci powinna panować absolutna wolność, a każdy rodzaj cenzury, w postaci bana chociażby, jest zamachem na prawa internautów.
       A gdzie analiza i refleksja? Przecież czasem trzeba odsunąć emocje i użyć rozumu...
     W ostatnich dniach po Internecie krąży bardzo, moim zdaniem, kontrowersyjny film przedstawiający umierającego noworodka z bezmózgowiem. Jego rodzice, Heather i Patrick Walker, zawezwali do szpitala zawodowego fotografa, by ten utrwalił ich pożegnanie z dzieckiem, po czym zamieścili materiał na Facebooku. Administratorzy portalu usunęli film i zablokowali ich konta. I tu rozpętała się burza. Film natychmiast pojawił się na innych stronach np. http://www.elblag24.pl/fakty i wrócił na Facebooka tylnymi drzwiami, wrzucony przez oburzonych internautów. Jakże to - przecież wszystko tam ukazane jest dowodem wielkiej miłości rodziców! "Ich synek żył 8 godzin i odszedł. Para niezwykłymi chwilami szczęścia podzieliła się na facebooku." Niezwykłe chwile szczęścia przy umierającym dziecku pozbawionym mózgu??? Obejrzałam. Mam zupełnie inne odczucia...
    Nie neguję uczuć rodziców, nie bronię im własnych sposobów radzenia sobie z tragedią, jaka ich dotknęła. Ale mamy tu właśnie do czynienia z najbardziej intymną sferą życia, którą ci ludzie wystawili na pokaz, pod osąd i ocenę obcych.  Jaki mieli w tym cel? Jaką potrzebę zrealizowali?   
     Podkładem muzycznym filmu jest wzruszająca piosenka Jenn Bostic "Jealous of the angels", narzucająca atmosferę smutku i zadumy. Jednak do obrazów pasuje to jak pięść do nosa. Oboje rodzice już w 16 tygodniu ciąży dowiedzieli się o śmiertelnej wadzie płodu. Oczekiwałam zatem objawów żalu, depresji a nawet pokornej katolickiej zgody na wolę bożą. Wszystkiego, tylko nie gwiazdorzenia. Tymczasem w pierwszej sekwencji filmu zobaczyłam rozchichotaną kobietę, na której wydatnym brzuchu prawdopodobnie mąż maluje sowę. W asyście bliskich przyszła mama udaje się do szpitala. Świeża fryzura i manicure, pełny makijaż, uśmiech od ucha do ucha. Na świat przychodzi jej kaleki synek. Malec przypomina brzydką gumową kukiełkę, ma zniekształconą główkę pozbawioną części mózgowej. Będzie żył tylko kilka godzin. Uśmiechnięta rodzicielka trzyma go w objęciach, zerkając zalotnie w kamerę. Na pierwszym planie długie starannie wytuszowane rzęsy. Najnormalniej zachowuje się dziadek, który patrząc na umierającego wnuka, ukradkiem ociera łzę. Za to nieutulony w bólu ojciec co chwila przybiera kolejną malowniczą pozę, prezentując się przeważnie z profilu. W kulminacyjnej scenie pożegnania trzyma gołe maleństwo na wyciągniętej ręce i składa na jego główce ostatni pocałunek. Nie wiedzieć czemu jest przy tym nagi do pasa. Taki amerykański żołnierz-superman. Widz ma okazję dokładnie obejrzeć imponujące muskuły i tatuaże. W tle matka, oczywiście sympatycznie uśmiechnięta...
    Ponieważ film ewidentnie zawiera sceny pozowane, prześladuje mnie wizja procesu realizacji, to mierzenie światła, ustawianie kadru, duble...
- Uwaga, kręcimy scenę pożegnania! Dziecko bardziej do okna! Proszę wyciągnąć rękę i napiąć mięśnie.  Teraz pocałunek. Jeszcze raz. OK, mamy to!  
      Mam świadomość, że na czterominutowy  film składają się tylko parosekundowe sceny wybrane z kilku dni. Poza kadrem pozostała cała gama uczuć nieutrwalonych, bądź utrwalonych jedynie dla najbliższych. Chcę wierzyć, że takie były, co nie znaczy, że chciałabym je obejrzeć. Ale to, co zobaczyłam na filmie, obala całą moją dotychczasową wiedzę o uczuciach macierzyńskich. To jedna wielka ściema! Jaka normalna matka żegna uśmiechem swoje umierające dziecko? Toż płaczemy nawet nad zdychającym kotem czy kanarkiem! Jaka matka będzie traktować je jak maskotkę, ubierając, rozbierając, pozując do zdjęć, demonstrując publicznie jego kalectwo? Przecież to dramat, bolesna empatia, rozpacz, strach, poczucie wielkiej pustki. Znam kilka kobiet, które przeżyły podobną tragedię. Żadnej nie wpadło do głowy, żeby zamienić ją w przedstawienie - przesłodzone,  niesmaczne, niewiarygodne.
      
      Tak. Globalna wioska to dziwne miejsce wyzwalające dziwne reakcje. Dzielenie się własną intymnością z innymi jest naszym wyborem, ale czasem nie dajemy przez to wyboru tym, którzy zetkną się z nią przez przypadek. Zamieszczony materiał może się też stać pożywką dla różnej maści sensatów i dewiantów. Dlatego ktoś musi wytyczyć granice. Nie dziwię się administratorom Facebooka. Śmierć, choroba, kalectwo to nie są tematy, którymi można swobodnie żonglować. Do wzruszania gawiedzi taką tematyką niech służą fikcyjne obrazy fabularne, typu "Love story", "Idź w stronę światła", "Stalowe magnolie", "Czułe słówka" - nie sposób wymienić wszystkich, to tylko kilka przykładów z klasyki, naprawdę jest w czym wybierać. Dramaty osobiste pozostawmy najbliższym: rodzinie, przyjaciołom - oni właśnie od tego są. A jeden współczujący uścisk jest wart więcej niż tysiąc lajków...
       


14 komentarzy:

  1. Ilekroć czytam podobne wypowiedzi, zastanawiam się dlaczego ludzie, którzy tak bardzo cenią sobie prywatność, intymność, czytają artykuły, jak ten wspomniany w powyższej "notatce"?? Tytuł artykułu sugerował jego zawartość, więc pytam po co? Czy naprawdę dorosłym, myślącym i świadomym swoich poglądów ludziom tak bardzo potrzebna jest cenzura? Czyż sami nie możemy być cenzorami? Nie podoba mi się, nie zgadzam się z tym, nie uznaję, nie lubię... ale wchodzę i "podglądam"... Sama również oglądałam ten filmik i mam zgoła inne odczucia... Podziwiam ludzi, którzy wiedząc o tragedii potrafili cieszyć się okresem ciąży, a także krótkimi chwilami, które spędzili ze swoim dzieckiem. Mieli wystarczająco dużo czasu, żeby oswoić się z sytuacją... Myślę, że każdy ma prawo do własnej opinii, jednak każdemu, kto tak bardzo ceni prywatność, proponuję po prostu nie wchodzić w podobne artykuły..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cenię prywatność, ale nie do tego stopnia, by żyć pod kloszem. To w końcu i mój świat. Żeby zabrać głos na jakiś temat, trzeba się zapoznać z problemem, dlatego właśnie obejrzałam film. Sprowokowała mnie dyskusja, czy Facebook miał prawo go usunąć. Ja uważam, że miał. Nie wiem, jakie intencje przyświecały rodzicom, że wystawili na widok publiczny nagie zwłoki swojego kalekiego dziecka. Ale przecież rodzice są właścicielami i wolno im wszystko... Dla mnie to nie miłość tylko zwykły ekshibicjonizm.

      Usuń
  2. Skąd ta frustracja? Przypaliły się gołąbki? Te oszukane...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie witam wiernego czytelnika moich blogów ;-) Wkrótce będą śledzie i paszteciki z kapustą.
      Gołąbki w porządku, to raczej listopadowa chlapa tak mnie nastroiła...

      Usuń
  3. A tak sobie wchodzę w te bigosy. Różności tu, pańciu, różności mogę znaleźć. I koty, i kotlety, i rozpacz z cyklu :"Co to się, kochanieńka, dzieje na tym świecie!". No słowem - obłuda. Bo kto ma wstręt do obnażania się (duchowego), ten nie płodzi głupot na blogach, dając świadectwo tychże. Już lepiej gotuj i zmień tytuł na "Z głową w piekarniku". Miłego gotowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja ci życzę miłego trollowania, Niech każdy robi to, co lubi. Tylko przyłóż się bardziej do argumentów, bo póki co cieniutko....

      Usuń
    2. I pospiesz się z odpowiedzią, bo moja rodzina siedzi przy komputerze i nogami przebiera z niecierpliwości :-)

      Usuń
  4. Otóż to. Niby zdystansowana, a jednak nie widać tego, ani w "notatkach", ani w komentarzach. Umiejętność przyjmowania krytyki to duża sztuka. Wracając do tematu film obejrzalam po raz kolejny. I szczerze przyznam, ze nagich zwłok dziecka nie dostrzegam... Ludzie, co jest złego w tym, ze Rodzice poprzez dotyk chcą wyrazić swoją miłość, co w tym złego, ze pokazują światu miłość, czułość do dziecka, które także z wyglądu jest mocno inne... Widać, ze Polacy lubią jedynie bić pianę, obmawiać, komentować i deliberować o sytuacjach, w których nigdy się nie znaleźli. Szanuję każde zdanie, jednak proszę Czytelników nie wprowadzać w błąd opisem o sobie, bo stoi on mocno w sprzeczności z treścią większości Pani artykułów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że podyskutujemy o kwestii poruszonej w artykule (pardon: "notatce"), a nie o mnie. No trudno. Wyjaśniam zatem, że opis na moim profilu dotyczy ogólnego stosunku do świata, który rzadko jest w stanie zburzyć mój stoicki spokój. Tyle już dostałam od życia po dupie, że nie zawracam sobie głowy sprawami mało ważnymi, a do takich zaliczam negatywną ocenę mojej skromnej osoby przez anonimowych internautów. Gdybym zaś reagowała emocjonalnie na krytykę, zamieszczałabym jedynie pozytywne komentarze. Naprawdę szkoda czasu na udowadnianie mi, że broniąc swoich poglądów, jestem obłudna i bezkrytyczna i niezdystansowana. To z pewnością ciekawa opinia, ale nie wdam się w zwrotną dyskusję o przymiotach rozmówcy, bo to niczemu nie służy. Zapytam tylko, dlaczego odmawia mi się prawa do własnych poglądów?

      Wracając jednak do dyskusji właściwej - uważam, że ci ludzie pokazali tak intymną sferę swego życia, że ich uczucia przestały być dla mnie wiarygodne. Po prostu. To mnie mierzi w dzisiejszym świecie, że aby zaistnieć, trzeba uciec się do działań ekstremalnych. Media raczą nas na okrągło widokiem majtek w kroku, niedopiętych rozporków, niesfornych sutków, ekskrementów, wymiocin, awantur małżeńskich, porodów, rozwodów, samobójstw, ciał zmasakrowanych w katastrofach, bo to się dobrze sprzedaje. A dlatego właśnie przeciętny człowiek przestaje dostrzegać cienką granicę pomiędzy tym, co naprawdę wzrusza, a tym, co ubrane w otoczkę wzruszenia jest zwyczajnie żenujące.

      Wajda nakręcił kiedyś taki proroczy film "Wszystko na sprzedaż"...

      Usuń
    2. "...film obejrzalam po raz kolejny. I szczerze przyznam, ze nagich zwłok dziecka nie dostrzegam..."
      W filmie obowiązuje zasada umowności. Jeśli w jednym ujęciu pokazuje się nieruchome ciałko i pożegnalny pocałunek, a w drugim pogrzeb, to wszystko powinno być jasne. Jak widać, nie jest...

      Usuń
  5. Sądzę, że dyskusja mogłaby trwać bez końca... Zacytuję jedynie : "Zapytam tylko, dlaczego odmawia mi się prawa do własnych poglądów?:. Dlaczego zatem wspomnianym ludziom odmawia się tegoż samego prawa? Każdy ma prawo kierować się w życiu własnym systemem wartości, każdy ma prawo do własnego zdania. Zatem szanujmy się nawzajem, nie bijmy niepotrzebnej piany i kiedy sami domagamy się prawa do swobodnego wyrażania własnych myśli i emocji, pozwólmy robić to innym. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ci ludzie przekroczyli nie tylko granice dobrego smaku, ale i ustalone w naszej kulturze normy społeczne. Z osobistej tragedii zrobili widowisko dla mas, którego bohaterami są oni sami, bynajmniej nie ich dziecko. Ono jest tu wyłącznie rekwizytem. Jak można tego nie widzieć? Jeśli ktoś w takiej chwili ma potrzebę otoczenia się ekipą filmową i szczerzenia zębów oraz prężenia muskułów do kamery, musi liczyć się ze sprzeciwem przynajmniej części społeczeństwa. Takie są moje odczucia.
      Przy okazji proszę obejrzeć ten filmik:
      http://www.youtube.com/watch?v=EEPHLC6dMGA
      Prawie taki sam, ale prawie czyni wielką różnicę. To kwestia kultury przekazu, autentyzmu a przede wszystkim braku lansu.

      Usuń
  6. Kobieto z "edukacji", nigdy nie słyszałaś (nie mam odwagi zapytać: czytałaś) o publicznym okazywaniu żalu, rozpaczy? Toż już starożytni i ludzie pierwotni publicznie okazywali rozpacz. Trudno dziś wymagać rozdzierania szat na rynku czy kaleczenia się zaostrzonym drzewcem. Dziś mamy sprzęt i wrzucamy to do netu, ale pierwotne źródło jest podobne. Cierpię, zobaczcie, jak cierpię. Może to i nieestetyczne, z pewnością złe aktorsko (nie oglądam takich rzeczy). Jednak kobieta cytująca Arystofanesa powinna choć odrobinę zajrzeć "pod", a nie w grubych słowach oceniać innych. I to tak ex katedra. Ten ton, to słownictwo. Poniosło mnie, a nie powinno. Przecież apeluję o empatię. Och, ta natura ludzka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kobieto mimo wszystko odważna! Cośkolwiek słyszałam, bo jeśli chodzi o oczytanie, to z tym u mnie, ma się rozumieć, kiepsko ;-) Według moich źródeł jednakże dawniej szaty rozdzierały i orały pazurami własne oblicza wynajęte do tego celu zawodowe płaczki. Im więcej dostały kasy, tym bardziej były przekonujące. Jak przeżywali żałobę ludzie pierwotni, możemy tylko się domyślać. Zresztą nawet gdyby walili się kamieniem łupanym po głowie, czego to dowodzi? Parę lat od tego czasu minęło..
      NIE APROBUJĘ pewnych zachowań. Ani rzucania się na trumnę w powłóczystych szatach, ani tym bardziej publicznego pozowania do zdjęcia z martwym dzieckiem w dłoniach. W kręgu rodzinnym – jak najbardziej, publicznie – nie! Dla mnie to jakiś chory performance dla ubogich. I gdzie jest granica? Może wkrótce czeka nas seria filmów z poronień, bo przecież każda matka ma prawo podzielić się swoim bólem? Nie podoba mi się to, zresztą nie tylko mnie. Co nie znaczy, że nie rozumiem bólu, ja go po prostu tutaj nie widzę. Właśnie dlatego, że dokonałam szczegółowej analizy, a nie oparłam się na schemacie i lirycznej melodyjce.
      Wyraziłam swoje zadanie w swoim blogu (dawniej ludzie wykrzykiwali je na środku agory), nie poszłam pikietować pod oknem rodziny ani nie zgłosiłam prośby o usunięcie kontrowersyjnego materiału z Facebooka. To też pewna forma tolerancji. Ale ktoś jednak był bardziej radykalny ode mnie... Nie jestem osamotniona w swoich sądach, tylko temat jest tak śliski, że mało kto chce go dotknąć. Ale moja reakcja to właśnie druga strona medalu. Jeśli ktoś wrzuca w internetowe bagno to, co dla niego najbardziej osobiste i wartościowe, musi liczyć się z brudem i smrodem.
      Jeżeli jednak nie oglądałaś tego konkretnego filmu, to nie masz pojęcia, o czym mówię, więc dyskusja jest bezprzedmiotowa.
      Co do Arystofanesa, to właśnie on jest moim mistrzem - może właśnie stąd "ten ton, to słownictwo".

      Usuń