Szukaj na tym blogu

środa, 8 maja 2013

To był dzień...


        
          A taki się piękny dzień zapowiadał...      

       Najpierw, jak diabeł z pudełka, wyskoczył niespodziewany wydatek za pokrętło do programatora pralki. Wzięło i piardło.  Miało prawo, po tylu latach… Fachowcy nawet szybko przyjechali, ale policzyli jak za zboże – 150 zł za trzy minuty pracy i plastikowe kółko. Po cholerę mi była matura, studia magisterskie i podyplomowe, setki kursów, szkoleń i warsztatów? Czy zawodówka nie daje lepszych perspektyw?
     Telefon od Przyjaciółki.  Nie będzie na weselu mojego syna, a swego chrześniaka, chociaż dostała zaproszenie ponad miesiąc temu i ochoczo potwierdziła obecność. Wobec wątpliwości co do udziału chrzestnego powiedziała nawet: - Nie martw się, my cię na pewno nie zawiedziemy. - Teraz, trzy miesiące przed uroczystością, nagle zmieniła zdanie pod wpływem gwałtownie obudzonych uczuć rodzinnych. Postanowiła bowiem uczestniczyć w samochodowej wyprawie do Niemiec w celu gromadnej wizyty u jakiejś tajemniczej ciotki stojącej nad grobem. Wymówka zaiste godna Machiavellego, tym bardziej, że przez trzydzieści lat naszej znajomości ani razu nie padło imię ukochanej krewnej. Za to bolesną decyzję poprzedziło kilka wesołych imprez z kuzynostwem, więc nie mam wątpliwości, że wybrała o wiele ciekawszą opcję spędzenia wolnego czasu niż jakieś tam wesele chrześniaka. Oczywiście, jako chrzestna pamięta o swoim OBOWIĄZKU, przybędzie rano na ślub i dostarczy prezent... Dostaliście kiedyś w twarz? Boli mniej więcej tak samo, tylko znacznie krócej. Ja trzeciego policzka już nie mam. Pozostaje mi życzyć ciotce "Przyjaciółki" dotrwania w dobrej kondycji do familijnego zjazdu. A niech sobie staruszka użyje!
     Krótka jazda na masaż rolletic – w końcu muszę jakoś odreagować. Silnik mojego zabytkowego punciaka warczy jak motor wyścigowy, aż ucho drętwieje. Tłumik, na pewno. Z trudem docieram do celu, zgrzytając rurą o każdą nierówność drogi.  Jutro kolejny wydatek…
        Na drzwiach bloku nekrolog informujący o nagłej śmierci męża jednej z klientek studia rolletic. Facet pięćdziesięcioparoletni. Zmarł trzy dni temu we własnym domu, podczas nieobecności żony. Kojarzę ją, to piękna zadbana kobieta, nieraz beztrosko paplałyśmy podczas masażu. Co ona teraz czuje? Boże, jaka tragedia… Czym są  przykrości czy straty materialne wobec spraw ostatecznych? Rozmowa z właścicielką studia się nie klei. Pyta o zdrowie Przyjaciółki. Nie mam ochoty odpowiadać.
       Bardzo chcę z kimś pogadać, choćby o d… Maryni, żeby sobie ulżyć. Najbliższa koleżanka zbywa mnie jakąś wymówką, nie ma czasu się ze mną spotkać, właśnie wkłada zakupy do lodówki. Zmęczona, rozumiem, nie mam żalu. Parzę sobie kawę i zabieram się do lektury poradnika „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?”. W gruncie rzeczy guzik mnie to obchodzi, jak głupi, to niech kochają, ale muszę jakoś wyprzeć czarne myśli no i porozcierać te policzki...
       Dzwoni organizatorka szkolnej wycieczki. Upewnia się, że znam jej cenę i zapłacę. Obiecuje przysłać e-mailem program. Rozmawiamy przez chwilę. Cieszę się, że spotkam ulubione koleżanki, poplotkujemy, pośmiejemy się, zobaczę piękny kawałek Polski, przypomnę niezwykłe krajobrazy Skalnego Miasta. No, wreszcie jakiś pozytyw.
       Idę zdjąć pranie z balkonu. Odkładam na bok dwie bluzki i dżinsy, wyjmuję z szafki sznurowane buty na grubej podeszwie. Wezmę je ze sobą w góry. To dopiero za tydzień, ale już od grudnia wiadomo, że mam jechać. Zgodziłam się niechętnie, przecież 600 złotych piechotą nie chodzi; poza tym pora niezbyt dla mnie dogodna. Ale co tam, będą uczniowie mojej byłej klasy, pogadamy o planach na przyszłość. Nie miałam z nimi kontaktu od września, żeby nie wchodzić w paradę nowej wychowawczyni. Teraz się pożegnam na dobre, bez celebry i przemówień. Bo przecież nie przyjdę na zakończenie roku. Nie mam najmniejszej ochoty fundować sobie spotkania z dobroczyńcami, którym podobno „tyle zawdzięczam, gdyż przez ostatnie lata zatrudniali mnie z łaski”. Takie właśnie „życzenia” dostałam na zakończenie pracy. Plus kolczyki wrzucone luzem w torebkę z czekoladkami. Pewnie mam wredną naturę, ale jakoś nie czuję wdzięczności. Solidnie zapracowałam na każdą zarobioną złotówkę.
    Ponownie dzwoni organizatorka wycieczki. Jest bardzo zażenowana i z trudem wydusza z siebie informację, że pozostali opiekunowie nie życzą sobie mojej obecności, z przyczyn, których z litości tutaj nie wymienię. No cóż, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - kasa zostaje w kieszeni, mogę też zweryfikować swoje plany towarzyskie i zawodowe. Szkoda tylko, że ludzie, których dotąd darzyłam zaufaniem, wcześniej nie przedyskutowali ze mną problemu. Ba, rok temu w Kazimierzu umawialiśmy się na taką właśnie wycieczkę. Wydawało mi się, że wszystko jest jasne, ale widać punkt widzenia zmienił się wraz z punktem siedzenia. Teraz to jakoś głupio wyszło. Poczułam się jak łowca nienależnych nagród i zaszczytów... Przykro odkryć, że jest się aż tak niezrozumianym...
     Jak dobrze, że mogę sobie pozwolić na luksus odreagowania na piśmie i do tego bez cenzury. A tyle mam do opowiedzenia... Rzeczy ciekawych, zabawnych, kontrowersyjnych, bulwersujących. I opowiem, choćby po to, żeby uniknąć zawału czy wylewu z powodu wiecznego ukrywania własnych negatywnych emocji i urażonych uczuć.
     Do końca dnia jeszcze półtorej godziny. Niech się wreszcie skończy. Jutro może być tylko lepiej Cholera, usiadłam na okularach!  

PS  Dzień następny. Jestem po wymianie tłumika - "tylko" 200 zł, za to bez kolejki, czyli szczęście znowu się do mnie uśmiecha :-) Idę uprawiać swoje balkonowe poletko. Tylko ten cholerny telefon ciągle dzwoni i dzwoni... 

14 komentarzy:

  1. A ja narzekalam na swoj dzien....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po namyśle stwierdzam, że mogło być jeszcze gorzej :-)

      Usuń
  2. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Gratuluję "trafnych" wyborów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem po prostu trafiamy na kogoś, kto ma całkowicie inne wyobrażenie przyjaźni. Latami możemy tego nie zauważać, aż w końcu przychodzi "ten dzień"...

      Usuń
  3. Czy rzeczywiście od aż tylu "przyjaciół" można w jednym dniu doświadczyć aż tyle "dobrego"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jacy "przyjaciele", takie "dobro" :-)

      Usuń
    2. A może coś jest na rzeczy? Spojrzenie na siebie (obiektywne) bywa trudne...

      Usuń
    3. Na rzeczy to jest szafa. Ludzie powinni ze sobą rozmawiać, a nie na siebie patrzeć...

      Usuń
    4. To frazeologizm, mediano. No właśnie, rozmawiać, a nie wygłaszać monologi. Po długości Twoich zapisków widzę, że masz do nich słabość.
      Czy nie zadziwił Cię ten zbieg okoliczności, kilka najbliższych Ci (tak sądziłaś) osób nagle staje plecami do Ciebie. Skąd taka reakcja? Od razu wieszasz na nich psy, sama stając w świetle niebywałych swoich cnót. Skoro jesteś taka cudna, to czemu odwracają się od Ciebie. Stąd to moje pytanie o "rzeczy".
      No chyba, że zależy Ci na lawinie współczujących wpisów. Biedna mediana.

      Usuń
    5. Tylu? Tylko troje, nie pozostałam sama jak palec. Reakcja na stres myślę, też całkiem prawidłowa: jedni płaczą, drudzy muszą wypić, jeszcze inni zażerają zmartwienia - ja piszę bloga...
      Dzięki za konstruktywną krytykę społecznej i intelektualnej sfery mego życia. Gwoli ścisłości: monolog i narracja to dwie różne rzeczy.
      No tak, straszna suka ze mnie, ale jako taka reaguję prawidłowo tylko na jasne komunikaty, wypowiedziane we właściwym momencie. Źle wytresowana gryzę - ot cała prawda.

      Usuń
    6. Nie trzeba być znawcą charakterów, wystarczy poczytać to, co piszesz.
      Ja czytam blogi "zawodowo". Pewnie wiesz, że do niektórych można podpiąć reklamy i zarobić trochę kasy. Wydaje mi się, że Ty nie zarobisz....

      Usuń
    7. To faktycznie dramat... A tak liczyłam na grubszą gotówkę ;-)

      Usuń
  4. Scarlett O'Hara mawiała "Jutro będę się tym martwić". A jutro jest wolne od błędów (to już chyba Ania z Zielonego Wzgórza, prawda?). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń