Szukaj na tym blogu

wtorek, 21 maja 2013

Moi kuchenni pomocnicy

     Każdy człowiek ma jakieś upodobania. Ja uwielbiam kuchenne gadżety. Jeśli miałabym wybrać między dobrym kosmetykiem a kolejnym "przydasiem", z pewnością zakupię to ostatnie.
     Nie mówię tu, oczywiście, o podstawowych sprzętach kuchennych, takich jak np. zmywarka czy dobry piekarnik, że o lodówce z dużym, najlepiej osobnym, zamrażalnikiem nawet nie wspomnę. Jeszcze parę lat temu sama uważałam, że zmywarka to wymysł dla leni. I kto ma tyle naczyń, żeby je zbierać przez cały dzień? A fuj, a be, ależ to musi śmierdzieć! Dziś to sprzęt montowany nawet w domkach kempingowych, a ja żałuję, że nie kupiłam większej, kiedy nie mieści mi się do niej ostatnia szklanka. Po obfitym obiedzie nie muszę stać na baczność przy zlewie lub ustawiać w nim stosy talerzy, salaterek, garnków, kubków i sztuców, które potem jeszcze trzeba powycierać. Delektuję się wonną kawką, podczas gdy moja "Marcysia" cichutko zmywa cały ten bajzel w jednym wiaderku wody. Tak, tak, bo względy ekonomiczno-ekologiczne też nie są bez znaczenia. Szacuje się, że zmywanie ręczne wymaga od kilkudziesięciu do kilkuset litrów wody więcej. Codziennie. Razy 365 dni.
       Z kolei kuchnia bez piekarnika, za którego szybą rumieni się pachnący chlebuś albo skwierczy kaczka z jabłkami (a dla dbających o linię warzywne szaszłyki), to dla mnie jakiś wybryk natury spowodowany  najczęściej koniecznością życiową. Dziś piekarnik jest odpowiednikiem dawnego pieca z płytą żeliwną, przy którym gromadziła się cała familia. To serce kuchni. Nie zastąpi go żadna mikrofalówka.

     Przejdźmy jednak do drobiazgów, które może nie są absolutnie niezbędne, ale mnie znacznie ułatwiają i urozmaicają kulinarne przedsięwzięcia.Przedstawiam te, których używam najczęściej.


Po pierwsze: waga kuchenna, koniecznie z funkcją tarowania, bardzo przydatna i przy odchudzaniu, i przy testowaniu nowych przepisów. Ja wiem, że można na oko - szklanką, kieliszkiem, łyżką. Tylko po co robić sobie bałagan i latać w poszukiwaniu kilku potrzebnych przedmiotów, kiedy można wszystko precyzyjnie odmierzyć przy pomocy jednego? A czy przeciętny człowiek potrafi dokładnie ocenić, ile to jest 100 gramów sałatki jarzynowej z majonezem albo 150 gramów szarlotki? Tylko waga nas ostrzeże, że ten "niskokaloryczny" posiłek, który właśnie zamierzamy spożyć, to w dodatku potrójna porcja...


To gadżet wyłącznie dla kawoszy - ekspres do kawy. Ze średniej półki, nie jakiś wypasiony za kilkanaście tysięcy. Parę lat temu kosztował około 600 zł. Nie ma młynka, ale poza tym jest w pełni zautomatyzowany i robi naprawdę świetne espresso. Jestem do niego tak przywiązana, że kiedy się zepsuł, zainwestowałam kupę kasy w naprawę, zamiast za tę cenę kupić nowy.  Zastępuje z powodzeniem tych facetów z reklam, co to rano wabią nas aromatem kawy, a potem trzeba im za to robić śniadanie i prasować koszule.


Jako znana gadżeciara mam naturalnie mikser, malakser i inne takie tam, ale przeważnie zdejmuję je z półki, gdy spodziewam się gromady gości. Na co dzień używam kilku podręcznych siekaczy. Przetestowałam ich wiele, te przedstawione poniżej uważam za najlepsze (w swojej klasie):

Ta biała zjeżdżalnia to szatkownica - trzymam ją zawsze pod ręką. Ma kilka wymiennych ostrzy, regulowaną grubość cięcia i wysuwane spod spodu noże, które umożliwiają krojenie w paski. Służy mi do błyskawicznego (naprawdę!) zrobienia mizerii, pokrojenia cebuli w plastry, poszatkowania kapusty czy marchwi bezpośrednio do garnka. Uwaga na palce, jest super ostra. Bezpieczniej używać specjalnego chwytaka. Po użyciu  tylko płuczę pod kranem. Kosztowała w Lidlu jakieś 40 zł, ale warto było.


 Tego zielonego urządzenia (fabryczna nazwa Nicer Dicer Plus) używam rzadziej, przeważnie kiedy robię sałatkę jarzynową. Pięknie kroi ugotowane warzywa czy jajka w kostkę, słupki plasterki lub paski. Trochę trudniej z surowizną, ale to tylko kwestia wprawy. Pojemnik służy do przechowywania części zamiennych lub jako miska na pokrojone produkty. Oryginał kosztuje 250 zł, na Allegro można kupić identyczny za 100 zł.



Te dwa narzędzia to rozdrabniacze. Zielony z lewej służy do posypywania ziołami potrawy bezpośrednio na talerzu. Wkładasz do środka gałązki pietruszki, kopru, tymianku czy innego zielska, delikatnie kręcisz i leci drobniutko posiekana świeża przyprawa. Dostępny na Allegro za grosze. Obok leży (też zielona) obieraczka do warzyw - element z "Nicera". Genialna rzecz - obiera nawet skórkę z pomidora. W ogóle nie potrafię już obrać niczego nożem - uwsteczniłam się pod wpływem cywilizacji.
Po prawej stronie elektryczny rozdrabniacz z Lidla (ok.50 zł) Używam go, kiedy chcę drobno posiekać większą ilość pietruszki do zamrożenia albo cebulkę do tatara. Genialnie też ubija śmietanę - potrzebuje do tego tylko kilkunastu sekund. Kruszy lód. Nadaje się znakomicie do robienia włoskich sosów pesto.


Silikonowe rękawice - niezbędne dla naszego bezpieczeństwa w kuchni. Sięgają prawie do łokcia. Policzcie swoje blizny po oparzeniach spiralą piekarnika.  Tanie nie były (ok. 50 zł), ale  mam je już trzy lata i brak na nich śladów używania. Mogą być więc prezentem przechodnim. Kupiłam w Tchibo. Można w nich wyjmować jajka z wrzątku, śmiało sięgać w głąb rozgrzanego piekarnika i wyciągać gorące blachy z ciastem, odlewać wodę z ziemniaków. Może do pracy w hucie się nie nadają, ale w mojej kuchni sprawdzają się rewelacyjnie.


Na szczęście jaj z wrzątku ręką wyjmować nie muszę, bo mam tzw "jajcarnię", czyli maszynkę do gotowania jaj na parze. Nastawiam czas i idę podłubać w nosie - sygnał poinformuje mnie, że jaja są ugotowane na miękko, półtwardo lub twardo. Z metod tradycyjnych korzystam wyłącznie, gdy gotuję więcej niż siedem sztuk naraz albo gdy nie ma prądu...


Ta maszynka do prażenia kukurydzy to świetny gadżet na kinderbale i przyjacielskie pogaduchy do rana. Nie trzeba pilnować, nic się nie przypali. Wystarczy tylko podstawić szeroką miskę. Kukurydza pod wpływem gorąca pęka i puchnie, a dmuchawa wyrzuca ją na zewnątrz przez wąski otwór. Tylko posolić i smacznego!


W kuchni zawsze się coś kruszy. Użycie odkurzacza to za duża fatyga, ale od czego zmiotka-leniuch.  Nie trzeba fatygować kręgosłupa przy pochylaniu. Długie sprężyste włosie wejdzie w każdą szparę i wygarnie okruchy prosto na szufelkę. Szufelka odchyla się do pionu i ma na obudowie zęby służące do czyszczenia zmiotki z przyklejonych śmieci. W rączce jest mała szczoteczka, którą można od czasu do czasu dokładnie oczyścić włosie. Świetny sprzęt i bardzo porządnie wykonany. Kosztuje ok. 50 zł na Allegro.

Bez tych sprzętów pewnie bym żyła dalej, ale o ileż mniej wygodnie. Jednak nie wszystkie zakupy zaliczam do udanych. W następnym tekście przedstawię gadżety,  które okazały się nabytkiem kompletnie zbędnym.

7 komentarzy:

  1. ten rozdrabniacz do ziół zdecydowanie muszę nabyć drogą kupna! nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, dziękuję Ewo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mediana, wszystkie przydasie, które opisałaś są niezbędne dla mnie, oprócz jednego:)
    Kawę parzę w małej kawiarce, jak dla jednej osoby w sam raz. Jak przychodzą znajomi, piją rozpuszczalną, albo czekają w kolejce:)

    OdpowiedzUsuń
  3. oj przydasie to temat rzeka. u mnie są nimi talerzyki, miseczki i wszelkiego rodzaju inne naczynka.

    OdpowiedzUsuń
  4. super blogasek :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń