Szukaj na tym blogu

sobota, 13 kwietnia 2013

Tłusty czwartek




       Zainspirowana smakowitym blogiem Dany: Leśny zakątek, zamieszczam wspomnienie ze swoich zmagań kulinarnych. Takim kompletnym kuchennym przygłupem nie jestem, ale czasem miewam problemy...

10.00 No tak. Kiedy mnie ogarnęła przemożna chęć wykonania domowych pączków, powinnam była natychmiast usiąść i poczekać, aż mi przejdzie. Ale ja nie, w żadnym wypadku! Z ogniem w oku poleciałam do sklepu, gdzie za ok. 60 PLN nabyłam wszystkie niezbędne produkty z marmoladą różaną i drożdżami na czele,  nie zapominając oczywiście o tonie smalcu, oleju i innych tłustości składających się na tzw. fryturę.
        Pączki zawsze będą mi się kojarzyć z dzieciństwem i jeśli dziś za nimi nie przepadam, to tylko dlatego, że w żadnej, nawet najbardziej renomowanej cukierni nie wyprodukowano jeszcze takich, jakie robiła moja Babunia. Niewielkie, idealnie okrągłe, z twardą, prawie czarną skórką, a w środku puszyste i żółciutkie, pachnące różą i wiśniami. To właśnie skórka sprawiała, że mogły leżeć tygodniami i nie czerstwiały, a smażono ich średnio 200-300, ponieważ Babunia nie była detalistką. Po nocy spędzonej w kuchni ukazywała naszym zachwyconym oczom dorodny owoc swoich zmagań: piętrzące się na wielkich półmiskach piramidy brunatnych kul, posypanych cukrem pudrem lub oblanych lśniącym lukrem.

11.30 Zarobienie ciasta dzisiaj to betka, od czego są miksery czy malaksery. Ale już z tzw. rozmachem znacznie gorzej. Jak się ma kuchnię 6m kwadratowych, to wykonanie czegoś więcej niż zupa pomidorowa z torebki wymaga niezłej ekwilibrystyki. No dobra, działamy. Tu rośnie zaczyn, tu ucieram żółtka z cukrem, tu cukier z masłem (bo ambitnie robię dwa rodzaje pączków). Syf przeogromny się zrobił nie wiadomo kiedy. Tu zmywam, tu brudzę. Łapy oblepione ciastem po same łokcie. Mam stolnicę, ale gdzie ją wepchnąć, skoro wszędzie coś stoi. Frytura się grzeje, o! właśnie zaczyna śmierdzieć.

13.30 Pierwsze pączki się smażą. Już czarne, a jeszcze surowe w środku. Cholera, przecież nie rozkroję, żeby dosmażyć. Stawiam duży talerz na kuchenkę, wykładam go serwetkami, żeby pączki obciekły. Będę miała bliżej gara i nie zachlapię podłogi.   W ferworze walki nie zauważam, że nie wyłączyłam gazu pod palnikiem. ŁOMOT!!!! Talerz rozpadł się na milion drobnych kawałeczków, a serwetki zajęły żywym ogniem. Wrzucam je do zlewu przy pomocy łyżki z melaminy. Nie jest niepalna. Dobrze, że mam wodę bieżącą. Gaszę jak leci, nie patrząc na skutki.

14.30 Sprzątanie z grubsza zajmuje mi zaledwie 30 minut. Pierwsze pączki lądują na półmisku. Dziwne jakieś. Posypuję je obficie cukrem pudrem, żeby nie było widać spalenizny. Coś mnie drapie w gardle i szczypie w oczy. Aha, przecież jest tak szaro, że górnych szafek nie widzę. Jak Babcia mogła usmażyć 200 pączków, skoro ja przy dziesiątym już się duszę? Otwieram okno na oścież. Na dworze śnieżyca. Może to już ostatnia? Warto pójść na spacer...

16.30 Próbuję doskrobać blaty oklejone betonem zaschniętego ciasta. Idzie opornie, dopiero pod druciakiem puszcza. Jęzor wisi mi do kolan, oczy wyłażą z orbit. Jeszcze odtłuścić kuchenkę ociekającą fryturą i zmyć stertę misek, garów, tacek itp.

17.00
Na stole stoją trzy talerze z pączkami w ilości: 21 serowych z dżemem pomarańczowym i 16 zwykłych z marmoladą różaną. Wygłodzona rodzina rzuca się na nie zachłannie, choć mam nieprzepartą ochotę bronić przed unicestwieniem owoców swojej harówy. Niech jeszcze trochę nacieszę oczy! Niestety, nic innego nie ma do jedzenia, bo niby kiedy miałam zrobić? Wszyscy przeżyli konsumpcję, więc moje dzieło okazało się jadalne. Wyszło mi, podliczając straty, energię i robociznę, że jeden pączek kosztuje ok. 5zł.                      

       Tak, domowe wypieki są zdecydowanie najlepsze!!!

 PS. Przepis na dobre domowe pączki można znaleźć wszędzie, więc oszczędzę wam mojego...

1 komentarz:

  1. Domowe wypieki jednak są zdecydowanie najlepsze:)
    Pierwsze koty za płoty. Muszę jednak przyznać, że wolę faworki domowe od pączków. Mniej pracy i brudzenia:)
    Proponuję Ci, abyś zarejestrowała się na stronie
    http://www.dizer.pl/, od czasu do czasu mogła byś coś napisać. Tematyka jest dość szeroka. Nawet możesz ten sam artykuł mieć na blogu i na dizer.pl.

    Tak na marginesie, pamiętam swoje pierwsze komentarze na blogu:)
    Pozdrawiam na słodko:)

    OdpowiedzUsuń